MIASTO
Hania skończyła pierwszy cykl chemioterapii celowanej w USA. "Teraz wszystko w rękach Boga"
Chora na nowotwór Hania Terlecka z Kielc od ponad tygodnia przebywa w Stanach Zjednoczonych. Nad jej stanem zdrowia czuwają najlepsi lekarze. Dziewczynka skończyła pierwszy cykl chemioterapii celowanej. To, czy leczenie przyniesie oczekiwane rezultaty będzie jednak wiadomo dopiero po trzeciej dawce.
Na Facebooku pojawił się nowy wpis. Hania jest osłabiona i obolała, ale jej organizm nadal walczy z chorobą.
"Wybaczcie, że dawno się do was nie odzywałam, ale dużo się u mnie dzieje. Skończyłam pierwszy cykl chemii i dziś dostałam chemię uzupełniającą, 15-minutową. Mama chciała mi zrobić jakieś fajne zdjęcie dla Was, ale wiecie co muszę troszkę odpocząć i nabrać sił, te ostatnie dni dały mi się we znaki. Zwłaszcza ta ciężka chemia, po której ciagle wymiotuję, wszystko mnie bardzo boli i nie mogę jeść... Lubię to moje mleczko, wiecie? I daję radę wypić je sama! Ale mija chwila i wszystko wymiotuję... Dziś sami widzicie - dostaję mnóstwo kroplówek. Ale to są witaminki, jedzonko i mleczko, to mnie trochę wzmocni, bo ostatnimi czasy nic nie mogłam zjeść, ostatnio dużo przeszłam..."
Hania po raz kolejny musiała zostać zabrana na blok operacyjny. "Znowu mamusia płakała, martwiła się, bo musieli mi poprawić port główce i w końcu go wymienić. Więc znowu musieli mnie uśpić... i ten blok operacyjny... Mój tatuś i mamusia bardzo tego nie lubią. Udają przede mną, że są silni, ale ja wiem... ja widzę i czuję... jak już mnie biorą na blok to całkowicie się rozklejają, całują mnie w czółko i mówią do mnie, że czekają tu na mnie... Ja jak zwykle dałam radę! Bo wiecie, ja jestem waleczna, nie poddam się!"
Hania jest pod stałą opieką specjalistów, którzy na różne sposoby starają się pomóc małej wojowniczce. "Dużo osób mnie tu odwiedza! Przychodzi rehabilitant - muszę się zmotywować i zacząć ćwiczyć, bo moje ciałko odmówiło posłuszeństwa. Ale mój tatuś mówi, że wszystko małymi kroczkami - najpierw pokonamy tego dziada raka, a potem zajmiemy się resztą! No i przychodzi jeszcze do mnie pan od aromaterapii, masuje mi nóżki. Przyniósł ostatnio zapach taki na zmysły, a mama mówi "jejku jak ja nie lubię lawendy!" Hihi, to było zabawne! Ale mama była dzielna, dała radę! W końcu to dla mnie na odprężenie. O! I jeszcze pani od zabaw była u mnie!! Ale wiecie, na razie ja mało jestem zainteresowana. Jestem trochę w swoim świecie, ale chcą ze mną pracować. (...) Kochani potrzebuję was teraz bardzo w modlitwie, bo wiecie teraz wszystko w rękach Boga. Dzięki wam jestem... tu gdzie jestem. Jeszcze raz wam dziękuję. Wasza Hania".