KULTURA
Tańcowali na pnioku i z miotłą
W ostatni weekend przed Środą Popielcową wielu z nas zdecydowało się na zabawę w klubach czy na bardziej wystawnych balach. Odbyły się też skromniejsze spotkania w gronie rodziny i przyjaciół. Okazja wyjątkowa, bo to przecież pożegnanie karnawału i ostatnia okazja, by wyszaleć się przed Wielkim Postem. Ostatkowe imprezy nie są współczesnym wymysłem. Dawnej organizował je również prosty lud zamieszkujący wsie. Tyle, że przed dziesiątkami lat nasi przodkowie świętowali zupełnie inaczej.
O tańcu kusokowym wspominał w swoich zapiskach ksiądz Władysław Siarkowski, XIX-wieczny etnograf związany z regionem. Najpewniej chodziło o to, że chłopi w ostatnich dniach karnawału organizowali huczne zabawy związane z ostatnimi dniami zapustów. Współcześni badacze potwierdzają, że tuż przed Środą Popielcową przepełnione różnymi obrzędami spotkania zwane kusokami faktycznie miały miejsce. - Głównie były to charakterystyczne zebrania kobiet w karczmach. Był to czas, w którym wykonywały one obrzędowy taniec na len i konopie. Wysokie skoki miały zapewnić dobry wzrost tych roślin. Piętnowano także panny i kawalerów ociągających się z wejściem w związek małżeński. Jednym ze sposobów na obrzydzenie stanu wolnego było przywiązywanie takiej osoby do ciężkiej kłody, którą należało zaciągnąć do karczmy. Na miejscu musieli się wykupić stawiając wódkę – opowiada Ewa Tomaszewska, etnograf z Muzeum Wsi Kieleckiej. W dzisiejszych czasach przywiązywanie kogoś do wielkiego kawałka drewna byłoby nie do przyjęcia.
Dawne zwyczaje ostatkowe ludności spod Kielc zbadała także Fundacja Korzenie. Jednym z punktów zaczepienia była wspomniana wcześniej wzmianka księdza Siarkowskiego o kusokach. Dzięki wielu rozmowom z mieszkańcami okolic udało się zebrać sporą ilość informacji na ten temat. Fundacja rekonstruuje w Ciekotach przebieg tradycyjnej zabawy, która cieszy się ogromną popularnością. Wszystkie miejsca podczas tegorocznej edycji Kusoków Świętokrzyskich zostały zarezerwowane na dwa miesiące przed ostatkowym weekendem.
Prezes Fundacji Korzenie Iwona Furmańczyk mówi, że „taniec na len i konopie” to tylko jeden z elementów świętowania sprzed lat. Małżeństwa wykonywały także taniec „na pnioku”. - Na kawałku drewna o określonej średnicy mieściły się dwie osoby, ale niekoniecznie całymi stopami. Para, która zatańczyła najdłużej zwiastowała sobie długie pożycie – mówi Iwona Furmańczyk. Prócz tego, na podstawie podań najstarszych mieszkańców regionu, wykonywany jest „taniec-miotlarz”. Zabawa nie ma charakteru obrzędowego, lecz obyczajowy. - Kiedyś nie można było ot tak zatańczyć z czyjąś żoną lub narzeczoną. Jedyną szansą na to, była właśnie ta zabawa. Panowie przerzucali między sobą miotłę. Ten, który ją miał, mógł podejść do dowolnej pary i odbić partnerkę – opisuje szefowa Fundacji Korzenie.
Innym sposobem na piętnowanie dziewcząt odtwarzanym podczas Kusoków Świętokrzyskich jest tzw. „sadzenie panien”. Przed dziesiątkami lat podczas tańców kończących okres zapustów dziewczęta musiały się liczyć z tym, że pozostali uczestnicy wysmarują im twarze sadzą z pieca. - Troszeczkę pastwiono się nad pannami, które jeszcze nie wyszły za mąż. Dokuczano im, by obrzydzić stan panieństwa – mówi Iwona Furmańczyk. Organizatorzy tradycyjnych ostatków w Ciekotach zdecydowali się jednak zamienić trudno zmywalną sadzę na węgiel drzewny.
Mianem kusoków, ludność wiejska nazywała również poprzebieranych kawalerów, którzy w ostatnie dni zapustów odwiedzali wiejskie gospodarstwa. Takie hałaśliwe zwyczaje charakterystyczne były także dla Radomszczyzny. Dawne tradycje zanikły około lat 70. ubiegłego wieku.