KOŚCIÓŁ
Kacper Dziedzic, misjonarz świecki: Trzeba nieść pomoc potrzebującym
Rozmowa z Kacprem Dziedzicem, studentem medycyny UJK, misjonarzem świeckim
Jako student medycyny był Pan na stażu misyjnym na Jamajce. Co zainspirowało do wyjazdu?
Zawsze lubiłem książki podróżnicze i tak rodziło się moje zainteresowanie światem. Ta myśl we mnie dojrzewała. Poza tym kierunek studiów, który obrałem skłania do pomocy ludziom. Dlatego swoje umiejętności, jeszcze niezbyt duże, chciałem wykorzystać w tym celu. Świat misyjny jest mi bliski. Po trzecim roku medycyny pojechałem na Madagaskar. W trakcie przygotowań do wyjazdu na Madagaskar poznałem biskupa kieleckiego Jana Piotrowskiego, którego serce płonie pomocą misjom. Podczas jednej z rozmów powiedział, że jest potrzeba, aby zawieść okulary do kliniki okulistycznej na Jamajce. Tak wylądowałem na Karaibach na miesięcznym stażu.
Karaiby kojarzą nam się z wypoczynkiem, ale dla Pana to nie był wypoczynek.
To była praca i pomoc ludziom ale również czas pełen w dobre emocje, wspaniałe chwile. Jamajka to jeden z biedniejszych krajów. Misje humanitarne kierowane są do krajów potrzebujących wsparcia materialnego. Tak też jest w przypadku Jamajki. Systematyczna praca z człowiekiem w perspektywie czasu może przynieść niesamowite owoce, przykładem jest jedna dziewczyna dziewczyna z Maggotty miejscowości, w której byliśmy. Dostała stypendium naukowe za fenomenalne wyniki w bieganiu na uniwersytet w USA. Jest to zdolna dziewczyna i nawet sam Husein Bolt pomagał jej, aby otrzymała to stypendium. Dano jej szansę i dziś może realizować swoje marzenia.
Pojechał Pan do misji, którą prowadzi ks. Marek Bzinkowski. Znajduje się tam klinika okulistyczna wybudowana dzięki pomocy materialnej diecezji kieleckiej. Jak wyglądał staż na Jamajce?
Byłem z koleżanką Wiktorią Przemyską ze Starej Słupi, również studentką medycyny. Rano, około szóstej otwieraliśmy bramę przychodni, która była przy placówce misyjnej w Maggotty. Przez pierwszą godzinę rejestrowaliśmy pacjentów. Czasami prosiliśmy, aby napisali swoje imię i nazwisko, bo nie wiedzieliśmy jak je zapisać. Język na Jamajce, to odmiana angielskiego i w formie pisanej jest niemal identyczny, jednak różnica jest w wymowie. W naszej pracy przewijał się problem analfabetyzmu – czy to przy dobieraniu okularów do czytania, czy w trakcie rejestracji pacjentów. Jednak nie było to dla nas przeszkodą, wręcz przeciwnie, czuliśmy większą solidarność z sytuacją życiową tych ludzi.
Potem wykonywaliśmy proste czynności pielęgniarskie: mierzyliśmy ciśnienie, badaliśmy poziom cukru, powadziliśmy wywiad z pacjentem. Następnie przekazywaliśmy go do lekarza, który przyjmował w poniedziałki i wtorki. Dodam, że pomoc medyczną świadczyły też Siostry ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa – w tym siostra Emilia, siostra Rita i siostra Scholastyka z Polski. Ważnym punktem dnia była msza święta. Potem śniadanie i wracaliśmy do czynności pielęgniarskich, aż do obiadu. Obiad na Jamajce składał się głównie z ryżu i kurczaka na ostro, natomiast często jedliśmy również inne potrawy, nawet udało się nam zjeść niesamowitą pizzę, którą z okazji urodzin Wiktorii przygotowała Pani Marta Socha – misjonarka świecka, pełna troski o ludzi, która od 18 lat służy pomocą w Maggotty wraz z ks. Markiem.
W trakcie dnia mieliśmy również inne czynności do wykonania – czasami rozpakowywaliśmy paczki z darami, kiedy indziej jeździliśmy do wiosek aby sprawdzić sytuację życiową mieszkańców oraz pomodlić się z nimi, czy również pracowaliśmy manualnie.
Jak na Jamajce wygląda opieka medyczna w stosunku do potrzeb mieszkańców?
Podam przykład. W Polsce w ciągu dwóch dni możemy umówić się do dentysty. Tam dentysta przyjeżdża raz lub dwa w roku. Podobnie jest z innymi specjalistami. Klinika, którą wybudował ksiądz Marek jest jedną z lepiej działających na Jamajce, ponieważ można w niej otrzymać podstawową pomoc medyczną. Jednak ilość lekarzy jest mocno niewystarczająca. W porównaniu z Polską jest ich znikoma ilość.
Jacy są Jamajczycy?
Są to ludzie bardzo muzykalni. Kiedy usłyszą muzykę i młodzi i starsi zaczynają się poruszać. Ponadto noszą bardzo pomysłowe i wymyślne fryzury z dużą ilością dredów. Ciekawym widokiem byli ludzie, którzy chodzili po ulicach z maczetami. Nam to narzędzie kojarzy się bardzo groźnie, a tam maczeta służy do wszystkiego, do pracy w polu, w lesie. Jamajczycy są spontaniczni, ale też kłótliwi nawet o drobne sprawy.
Jadąc na Jamajkę zawieźliście okulary. Jak one się przydadzą ludziom?
Wyjeżdżając z Polski nauczyliśmy się kompletować okulary i dobierać je pacjentom zgodnie wadą. Były to okulary do czytania. Radość poszczególnych osób była ogromna, kiedy ktoś potrafił przeczytać nawet mały druk w śpiewniku, mógł się sobie przyjrzeć w lustrze lub lepiej widzieć wykonując różne czynności na przykład w kuchni.
Jak doświadczenie misyjne wpłynie na pracę medyczną?
Ten wyjazd pokazał mi, że to co studiuję ma sens. Często wiedza teoretyczna, którą zdobywam na studiach przekłada się na konkretne umiejętności praktyczne. Nawet jeśli umiem jeszcze niewiele, to jednak już potrafię pomóc. W przyszłości chciałbym wybrać taką specjalizację, która przełoży się na realia misyjne.
Czy myślał pan, aby odwiedzać kolejne zakątki świata?
Chciałbym włączyć się w prace misyjne diecezji. Z ks. Łukaszem Zygmuntem chciałbym utworzyć taką grupę, której celem byłaby formacja duchowa i misyjna oraz pomoc materialna misjonarzom. Jeśli będzie możliwość wyjazdu i potrzeba, aby nieść pomoc medyczną, to pewnie pojadę. Uważam, że warto pomagać potrzebującym, bo miarą człowieka jest to, jacy jesteśmy dla innych ludzi. Wyjazd misyjny był okazją do realnej pomocy. Myślę, że będę chciał to kontynuować.
Dziękuję za rozmowę.
Katarzyna Bernat
Więcej w audycji "Tak Wierzę" z 22 października. Wysłuchaj:
https://emkielce.pl/kosciol/kacper-dziedzic-misjonarz-swiecki-trzeba-niesc-pomoc-potrzebujacym#sigProGalleriaae247a2390