CIEKAWOSTKI
Wiesz, co to jest nietypowe gotowanie? Ten człowiek ci o nim opowie wszystko!
Kim jest Max?
Maksymilian Przybylski jest człowiekiem, który o nietypowym gotowaniu wie wszystko. Urodził się w 1988 roku w Kielcach, uczył w tutejszym Zespole Szkół Przemysłu Spożywczego. Studiował ochronę środowiska na UJK. Od 12 lat jest związany z gastronomią, od 5 - szefuje kuchni. To nie tylko znakomity kucharz, ale również pasjonat przyrody, fotograf, podróżnik, badacz dawnych zwyczajów wiejskich. Jest autorem bloga Max Gotuje z Natury i strony o fotografii Przybylski Fotografia. Zasięgi bloga liczone są w setkach tysięcy. Poznajcie go:
- Jak zaczęła się twoja przygoda z naturą i „dzikim” gotowaniem?
– Zaczęło się od tego, że będąc dzieckiem interesowałem się naturą i przyrodą. Najpierw zafascynowały mnie zwierzęta, rośliny przyszły potem. W przeciwieństwie do moich rówieśników nie zajmowała mnie mechanika czy piłka nożna. Najlepiej odpoczywałem w lesie albo na rybach. Kiedy poszedłem do szkoły, pozwoliłem sobie wmówić, że natura to obciach. Późniejszy wybór technikum gastronomicznego nie był przypadkowy - zdecydowałem się na najbardziej kreatywny kierunek, jaki mogłem. Wtedy o gotowaniu nie wiedziałem kompletnie nic.
- To w szkole nauczyłeś się gotować?
– Nie. W szkole opanowałem podstawy, które później okazały się… do niczego. Pracę w restauracji traktowałem tylko jako sposób zarobienia pieniędzy. Całą kreatywność wkładałem w muzykę, bo grałem już wtedy na gitarze. Przełomowym momentem było poznanie Pawła Mazurka, szefa kuchni, który zmienił moje spojrzenie na gastronomię. Pokazał mi, że z gotowania można żyć i gotowaniem można żyć. W tamtych czasach był odpowiednikiem dzisiejszych blogerów kulinarnych. Poświęcił swoje życie kuchni.
- Skąd wziął się pomysł na twojego bloga?
– To właśnie rok pracy z Pawłem pokazał mi, jak bardzo kreatywna jest kuchnia. Zrozumiałem, że jedzenie to uniwersalne medium, za pomocą którego można dotrzeć do dużej liczby osób. Po odejściu z restauracji mojego mentora, pracowałem kilka miesięcy we Francji. Kiedy wróciłem do Polski, poczułem nową energię i zdecydowałem się założyć bloga. Wszystkie tego typu inicjatywy pojawiające się w Polsce wyglądały identycznie, jak przekalkowane. Ja postanowiłem zrobić coś zupełnie innego. Zdecydowałem, że połączę dwie moje największe pasje: kuchnię i naturę. Tak powstał blog „Max Gotuje z Natury”.
- Co chciałeś osiągnąć za jego pośrednictwem?
- Przede wszystkim powiedzmy sobie szczerze, że początki były dość pokraczne. Dopiero doświadczenie, jakie zdobyłem przez kilka następnych lat okazało się decydujące. Chodziłem na kilkunastokilometrowe wędrówki, zagłębiając się w naszą świętokrzyską przyrodę. Poznawałem nowe zioła i rośliny, uczyłem się ich właściwości. Bardzo skrupulatnie obserwowałem naturę, ale dużą wiedzę uzyskiwałem także z książek. Studiowałem w nich historię naszego regionu. Wiele czasu poświęciłem na poznanie starodawnych wiejskich praktyk i zwyczajów. Kiedy już wiedziałem więcej, zacząłem pokazywać innym, jak bardzo ludzka natura jest sprzęgnięta z cyklem przyrody.
- Znajdowanie naturalnych produktów jest trudne?
– Moim zdaniem jest to bardzo trudne. Ktoś, kto dużo czasu spędza w pracy, musiałby zdobywać dobre produkty kosztem snu, albo dużej części wolnego czasu. Dziś poszukiwanie dobrych składników często wiążę się z wyjazdem poza miasto. Łatwiej jest kupić dobre warzywa, które czasami uda się znaleźć na bazarze. O wiele trudniej zdrowe, pozbawione chemii mięso. To czasochłonne i wymagające zajęcie.
- Jakich konkretnie składników używasz do komponowania swoich potraw?
- Skupiam się na tym, co rośnie w najbliższej okolicy. Specyficzna świętokrzyska gleba sprawia, że rosną u nas zioła nie występujące gdzie indziej w Polsce. Na przykład macierzanka i dzika marchew zwyczajna.
- Skąd czerpiesz wiedzę i inspiracje na temat kuchni oraz jedzenia?
– Głównie z książek. Często nie są to specjalistyczne pozycje botaniczne czy kulinarne, a raczej literatura opowiadająca o kulturze wiejskiej. Inspiracją dla mnie jest też natura sama w sobie. Pomysły na dania przychodzą same, jeśli zaczniemy się przyglądać przyrodzie. To ona dyktuje, co i w którym momencie się pojawia. Na przykład dwie rzeczy, które dojrzewają w tym samym czasie, zazwyczaj dobrze łączą się na talerzu.
- Co sprawia ci największą radość i jest dla ciebie największą motywacją?
– Najbardziej cieszę się, kiedy to co robię, przydaje się innym. Gdy czytelnicy przysyłają mi zdjęcia, że ugotowali coś z mojego przepisu, poszli na lokalny targ, albo sami zaczęli zbierać zioła czuję, że to, co robię ma sens.
- Twój blog na pierwszy rzut oka może wydawać się trudny w odbiorze. Są tam zioła, których nie kupimy w sklepach. Wiele twoich dań wygląda na skomplikowane.
– To jest, niestety, fakt. Ciągle pracuję nad sobą, by pokazywać moje pomysły w jak najprostszy i najbardziej przystępny sposób. Na moim blogu pojawia się coraz więcej przepisów, które nie wymagają samodzielnego zbierania czy znajomości ziół.
- Jaka będzie przyszłość Maxa?
– Jako pierwszy dowiadujesz się, że wiosną przyszłego roku pojawi się fizycznie miejsce „Maxa Gotującego z Natury”. Nie chcę jeszcze mówić o szczegółach, ale na pewno będzie to miejsce blisko natury. Będę w nim prowadził warsztaty, szkolenia i wiele ciekawych wydarzeń. Wraz z końcem jesieni kończą się również okazje, żeby mnie fizycznie spotkać gotującego z wami w plenerze. Teraz oddaję się pracy zawodowej w restauracji i poświęcam wiele czasu na blogowanie. Zimą możecie śledzić moje poczynania na blogu i czekać razem ze mną na nowy rok z nowym formatem.
- Dziękuję za rozmowę.