Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

SPORT

[WYWIAD] Smyła: Niepotrzebne mi osoby, które będą tylko bezmyślnie przytakiwać

środa, 13 listopada 2019 16:30 / Autor: Damian Wysocki
[WYWIAD] Smyła: Niepotrzebne mi osoby, które będą tylko bezmyślnie przytakiwać
[WYWIAD] Smyła: Niepotrzebne mi osoby, które będą tylko bezmyślnie przytakiwać
Damian Wysocki
Damian Wysocki

– Po ostatnich tygodniach pracy widzimy, że nasza szatnia jest głośniejsza, bardziej żywa. Na treningu pada więcej słów, nie ma ciszy. Jest uśmiech, zaangażowanie, chęć dania od siebie czegoś ekstra. Nie ma outsiderów, jest rywalizacja. To jest postęp – mówi trener Mirosław Smyła, który od dwóch miesięcy odpowiada za wyniki Korony Kielce.

– Pracował pan jako trener na różnych szczeblach. Na Ekstraklasę przyszło czekać do "pięćdziesiątki". Jak ona smakuje po tych dwóch miesiącach? 

– Na pewno w ekstraklasowym klubie jest zdecydowanie więcej zobowiązań. To inna otoczka, inny poziom marketingowo-biznesowy. Najważniejszy jest trening, poprawa jakości gry, drużyna, punkty i tak dalej. Trzeba to wszystko połączyć. Tego, co zastałem w Kielcach, nie ma co porównywać do moich wcześniejszych drużyn. Wystarczy spojrzeć ile osób pracuje przy klubie. My jako sztab szkoleniowy skupiamy się przede wszystkim na aspekcie sportowym. Poziom piłkarzy jest wyższy, więc pewne elementy są w stanie zaadaptować szybciej.

– Po "papierowej" rundzie jesiennej sytuacja Korony jest daleka od ideału: dwanaście punktów, czternaste miejsce, tylko siedem zdobytych bramek. Pojawiło się jednak światełko w tunelu. Ostatnie trzy spotkania przed przerwą na kadrę były przyzwoite, może poza pierwszą połową w Poznaniu.

– Obawiam się, że ten trudny okres potrwa. Liga to zweryfikuje. Po ostatnich tygodniach pracy widzimy, że nasza szatnia jest głośniejsza, bardziej żywa. Na treningu pada więcej słów, nie ma ciszy. Jest uśmiech, zaangażowanie, chęć dania od siebie czegoś ekstra. Nie ma outsiderów, jest rywalizacja. To jest postęp. Ostatnie spotkania dały do myślenia, jak daleko drzemie potencjał, który możemy wydobyć z tych chłopaków. Mamy nadzieję, że powiększymy nasz licznik bramkowy, aby móc na niego bez wstydu spoglądać. W defensywie jest już lepiej. Miejsce w tabeli nie jest najlepsze, ale nie zmarnowaliśmy tych dwóch miesięcy. Tendencja jest wzrostowa.

5

– Objął pan zespół w trudnym momencie. Nie tylko pod względem sportowym, ale również mentalnym. Szybkie odbudowanie tej drugiej sfery było chyba najważniejsze, aby zawodnicy prezentowali się na boisku jak drużyna, a nie zlepek indywidualności.

– Jak nie idzie, to atmosfera w szatni jest słaba, brakuje pewności. Później szuka się dziury w całym. Co było złego w taktyce, motoryce, i tak dalej. To naturalny odruch obronny. Indywidualny, zespołowy, klubowy. Przychodząc do Korony wiedziałem z czym przyjdzie mi się zmierzyć. Takie problemy występują też w drużynach na niższych szczeblach. Wchodząc do szatni zobaczyliśmy zawodników, którzy przejmują się tymi wynikami, nie było niechlujstwa psychologicznego. Zespół przeżywał porażki. Nie można jednak podchodzić do tego w przesadny sposób. Zmieniliśmy pewne tendencje. Zamiast wzajemnej odpowiedzialności, skupiliśmy się na każdym pojedynczym mikrocyklu i rozwoju. To pierwsze zapętla błędne koło: kopnę źle, to ktoś straci pracę. Z takim bagażem nie da się grać. Poprawa gry indywidualnej  i taktyki przynosi efekty.  Jeśli ktoś popełni błąd, to od tego są koledzy, aby go naprawić. Wszyscy musimy ciągnąć wózek w tę samą stronę. Budowa drużyny nie trwa kilka dni. Jest już namiastka zespołu, który w sposób naturalny chcemy rozwijać dalej.

– W zespole zaczęli wyłaniać się liderzy. W ostatnich meczach szczególnie było to widać po kapitanie Adnanie Kovaceviciu i Michale Gardawskim.

– Musi być kierowca, aby autobus nie wpadł w rów. Fajnie, że są tacy zawodnicy, ale musimy być silni drużynowo, a nie tylko indywidualnościami. Nie możemy liczyć jedynie na waleczność i poświęcenie. Walką można coś wygrać, ale w dłuższej perspektywie, bez dobrej gry nie ma wyniku. 

– Dosyć szybko zrewidował pan swój pomysł taktyczny na Koronę. W pierwszych meczach graliście nieco inaczej. Teraz to styl dostosowany bardziej pod potencjał zawodników?

– To mieszane działania. Narzuciłem pewien sposób gry, który przyniósł zwycięstwo ze Śląskiem. W następnym spotkaniu okazało się, że to szwankuje, bo przegraliśmy w Łodzi 1:4 Wycofaliśmy się z pewnych rozwiązań, i rozpoczęliśmy od nowa.  Na tej bazie dokładamy kolejne elementy. Zespoły nie powstają w dwa, trzy tygodnie. Ktoś powie, że Raków gra dobrze, ale trzeba zwrócić uwagę, że ci zawodnicy pracują z trenerem naprawdę długo. Zespół jest systematycznie wzmacniany. Widać styl, ale on pojawia się dopiero z czasem. Przy ciągłych zmianach jest więcej przypadku. Najważniejsza jest stabilizacja i tendencja wzrostowa. Nie musi to być krzywa czterdzieści pięć stopni. Niech będzie minimalna, ale ciągle w górę. Trzeba ugruntować pewne elementy, stworzyć solidny fundament. Na tym etapie jesteśmy. Cieszę się, że zawodnicy oraz sztab szkoleniowy w tym wszystkim pomagają. Jest szczerość. Niepotrzebne mi osoby, które będą tylko bezmyślnie przytakiwać. Widać zaangażowanie z wszystkich stron, to jest pozytywne.

3

– Siedzimy przy kawie, już kilka razy ktoś przeszedł obok nas, pan zawsze zamienił z kimś kilka zdań, zażartował. Stworzenie pozytywnej atmosfery w klubowych korytarzach też jest ważne. Z pana poprzednikiem o takie gesty było ciężko.

– Nie oceniam swoich poprzedników, ani innych trenerów. Odcinam się od tego. Nie wiem, jak tutaj było wcześniej. Uważam, że zawsze trzeba być sobą. To ułatwia życie. Lubię pogadać z ludźmi: panami portierami, paniami sprzątaczkami, i pracownikami różnych działów. Od wszystkich można uzyskać jakieś informacje, poznać ich poglądy na pewne rzeczy. Oni są tutaj dłużej ode mnie. Czują klimat klubu.  Nie mogę być mądrzejszy od nich. Taka wiedza jest nieoceniona. Ważne, aby stworzyć pozytywną atmosferę. Podobnie jak z zawodnikami: musimy ciągnąć ten wózek w jedną stronę. Jak wygrywamy, to razem. Jak przegrywamy, to również wspólnie.

– W scalaniu drużyny na pewno pomagają lekcje polskiego dla obcokrajowców.

– Zawodnicy chodzą na te zajęcia z uśmiechem na twarzy.Możliwe, że wpływ na to ma również uroda pani prowadzącej lekcje. (śmiech). Najważniejsze, że rozwijają się. Ostatnio zaskoczył mnie "Greko" (ThemistoklisTzimopoulos – przyp. red). Na jedno z moich pytań odpowiedział po polsku. Byłem pod wrażeniem. To wszystko buduje relacje. Komunikacja w grze jest bardzo ważna. Nie zejdziemy z tej drogi. To nie jest element reklamy. Wiadomo, że gra jest najważniejsza, ale przez takie rzeczy budujemy klimat wokół klubu. Być może w przyszłości to będzie małym procentem, który może przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść.

– W tym roku kalendarzowym pozostało jeszcze pięć kolejek. Dwa mecze wydają się arcyważne. To domowe starcia z Rakowem Częstochowa i Arką Gdynia. Pierwsze z nich już w sobotę (23 listopada), zaraz po przerwie reprezentacyjnej.

– To prawda, ale musimy funkcjonować jako drużyna bez względu na to ile punktów uda się zdobyć. Będą takie momenty, które mogą przynieść przełom. Nie możemy jednak demonizować naszej sytuacji. Do końca sezonu pozostały jeszcze dwadzieścia dwa mecze. Daleka droga do finału. W kolarstwie mamy górskie premie. W najbliższym meczu z Rakowem chcemy zdobyć na niej komplet, aby dać sobie spokój i nadzieję. Podjeżdżamy pod górę, oby na szczycie wszystko zakończyło się pozytywnie. Jeśli przyjdzie nam podjeżdżać jeszcze raz, zrobimy to. 

– Z jednej strony trzeba skupić się na najbliższych kolejach, ale również planować zimowe ruchy transferowe. Konieczne są wzmocnienia, ale chyba dla niektórych zawodników to ostatnia szansa, aby udowodnić swoją przydatność.

– Obecnie mówienie o pewnikach mija się z celem. Równolegle do bieżącej pracy, już coś planujemy. Nie chcemy jednak tworzyć atmosfery strachu: jak coś nie wyjdzie, to koniec z tobą. Każdy dzień jest dla nas szansą na poszerzanie wiedzy o zawodnikach. Jest też temat młodzież, którą chcemy wprowadzać do zespołu. Musimy jednak robić to z głową, z korzyścią dla nich. Obserwujemy rynek transferowy, bo wiemy, że zima jest trudniejsza w działaniach.  Korona nie jest potentatem, który może pozwolić sobie na wydawanie wielkich pieniędzy. Gospodarujemy tym, co mamy. Jedno jest pewne. Jeśli zawodnicy nie będą spełniać oczekiwań iuczestniczyć w pomyśle rozwoju drużyny – nie będzie dla nich miejsca w zespole.

7

– Wspomniał pan o młodzieży. O tym, że mamy ją niezwykle utalentowaną wiemy. Jednak żaden z chłopaków, którzy przed rokiem sięgali po mistrzostwo Polski, nie dostał jeszcze szansy. W innych klubach gracze z ich rocznika, a nawet młodszych grają już regularnie. Kiedy możemy spodziewać się odważniejszego postawienia na nich?

– Młodość rządzi się swoimi prawami. Rzucanie hasłami: "będę wdrażał", "zrobię", "dam im szanse" – pachnie populizmem. Nie chcę tego robić. Przygotowaliśmy swój system przygotowania tych chłopaków. Jest logiczny i będzie ewoluował. Trener Grzegorz Zmuda [jeden z asystentów Mirosława Smyły – przyp. red] będzie prowadził zajęcia  TOP6, a więc z grupą najlepszych chłopaków, aby jak najlepiej przygotować ich pod kontem występów w pierwszej drużynie. Nie podejmiemy jednak decyzji pod wpływem chwili. Pracujemy tak, jakbyśmy mieli być tutaj dziesięć lat. U młodych zawodników widzimy parę zgłoszeń do gry. Na ostatniej grze wewnętrznej przed Lechem, przyzwoicie zaprezentował się Mateusz Sowiński, strzelił nawet gola. Zanim jednak wystawię młodego zawodnika, muszę mieć dwieście procent pewności. Już raz dałem szansę jednemu chłopakowi po dobrym treningu. Wpuściłem go na boisko i  zawalił bramkę. Wielu miało do niego pretensje. Chłopak się podłamał. Teraz nie mamy miejsca na testy, bo walczymy o życie. Cieszymy się, że posiadamy zdolnych graczy, oni na pewno doczekają się swojej szansy. W dłuższej perspektywie to zawodnicy, którzy mogą stanowić o sile Korony. Na razie trudno określić, kiedy nastanie ich czas.

– W tym, krótkim okresie w Kielcach dał się pan poznać jako osoba otwarta, rozgadana. Nas dziennikarzy zaskakuje pan niesztampowymi porównaniami. Skąd to się bierze?

 – To chyba rodzinne. Mój ojciec jest taki sam. W pewnym sensie z wykształcenia jestem pedagogiem.  Czasami trzeba coś powiedzieć konkretnie, na przykład w rozmowach z piłkarzami, przy analizach. Do wszystkiego warto dodawać trochę kolorytu. Wszystko jest kwestią gustu. Trzeba mieć coś swojego, oryginalnego, być sobą. Rozmowy o piłce, która jest moją pasją, sprawiają mi olbrzymią przyjemność. Mogę tak godzinami. Na szczęście żona już to rozumie. (śmiech)

– Dziękuję za rozmowę. 

fot. Paweł Jańczyk/fotografiapiekna.pl, Mateusz Wolski (Radio eM Kielce) 

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO