SPORT
[TYGODNIK eM] Radośnie i nerwowo
Za Łomżą Industrią Kielce kapitalna jesień. Ćwierćfinał Ligi Mistrzów ma bliżej niż na wyciągnięcie ręki. Najbliższe tygodnie upłyną jednak na nerwowym wyczekiwaniu na to, jak rozwiąże się finansowa przyszłość mistrza Polski.
Podopieczni Tałanta Dujszebajewa przystąpili do sezonu z jednym celem: powrotem na Final4 w Kolonii. Czerwcowy, minimalnie przegrany finał z Barceloną stał się dla nich siłą napędową. Efekt? Dziewięć zwycięstw w dziesięciu meczach w trudnej grupie i pozycja wicelidera. Kielczanie przegrali tylko raz, na początku sezonu, właśnie z rywalem z Katalonii. Podopieczni Carlosa Ortegi wyraźnie pokonali ich również podczas październikowego Super Globe w Arabii Saudyjskiej. Na razie w psychologicznej rozgrywce jest 2:0 dla nich, ale najważniejsze spotkania sezonu dopiero przyjdą. Na cztery kolejki przed końcem zmagań grupowych Barcelona i Łomża Industria mają odpowiednio siedem i sześć punktów przewagi nad trzecim Nantes, czyli praktycznie zapewniły sobie bezpośredni awans do ćwierćfinału.
Jeden jedyny minus
– Mieliśmy dobry terminarz. Cztery ostatnie mecze będą bardzo wymagające. U siebie zagramy z Aalborgiem i Barceloną, a na wyjeździe z Nantes i Kilonią. Teraz wykorzystaliśmy naszą szansę. Potrzebujemy niewiele, aby zając drugie miejsce. Musimy jednak walczyć o pierwsze – mówi Tałant Dujszebajew.
Jego zespół niezwykle pewnie wygrywa spotkania. Nawet mimo kilku problemów kadrowych zawodnicy są na tyle wszechstronni, że łatanie dziur przychodzi im z łatwością. Jedynym minusem rundy jest przegrany mecz w Płocku. Orlen Wisła wygrała 29:27 i na ten moment to ona jest bliżej mistrzostwa. – Zabrakło nam skuteczności. 27 bramek to zbyt mało na nasze możliwości. Płock ma małą zaliczkę, ale my w maju gramy przed swoimi kibicami. Sprawa tytułu ciągle jest otwarta – przekonuje Arkadiusz Moryto.
Co ze sponsorem?
Jesień przyniosła jednak mocny cios dla klubu. W listopadzie z finansowania drużyny wycofała się firma Van Pur. Wraz z końcem roku nazwy drużyny zniknie flagowy produkt browaru – Łomża. Pieniądze od piwowarskiego potentata stanowiły 30 procent budżetu. Klub ciągle szuka firmy, która zajmie to miejsce. W ostatnich tygodniach przeprowadzono szereg rozmów, ale żaden z potencjalnych sponsorów nie zapewnia wsparcia na takim poziomie. – Nie poddajemy się, walczymy – słyszymy w kieleckim klubie.
Na domiar złego wicemistrz Europy nie może liczyć na wsparcie ze strony miasta. W budżecie na przyszły rok władze nie przewidziały żadnych pieniędzy na promocję poprzez sport. Kibice napisali petycję do prezydenta Bogdana Wenty z prośbą o zmianę decyzji. Włodarz Kielc jednak nie zamierza jednak tego robić. „W chwili obecnej muszę zadbać o zabezpieczenie podstawowych potrzeb mieszkańców naszego miasta”, napisał w odpowiedzi były trener kieleckiego klubu.
Samorząd chce jednak szukać innych metod wsparcia. Tym może być na przykład umowa marketingowa z Targami Kielce. Taką niedawno podpisała Korona Kielce. Jak udało nam się ustalić, opiewa ona na milion złotych. Wsparcie dla szczypiornistów ma być jednak niższe.
Apel trenera
Klub dał sobie czas do końca stycznia na rozwiązanie problemów. Ten sezon na pewno zakończy w niezmienionym składzie. Jeśli nie uda się skonstruować odpowiedniego budżetu na kolejne rozgrywki, to z zespołu może odejść trzech-czterech zawodników. Co to będzie oznaczało w praktyce? Drużyna nie będzie już rywalizowała o najwyższe cele. Zwłaszcza że w perspektywie dwóch-trzech lat mogą odejść kolejni gracze, bo brak możliwości walki o coś więcej niż mistrzostwo Polski nie będzie dla nich atrakcyjny.
Po ostatnim meczu rundy z Celje bardzo emocjonalny monolog do dziennikarzy wygłosił trener Tałant Dujszebajew: – Apeluję do pana prezydenta Bogdana Wenty, do władz regionu, również do was, dziennikarzy: pomóżcie nam, żebyśmy nie stracili tego, na co pracowano tu kilkadziesiąt lat. Ci zawodnicy to są moje dzieci, wy dziennikarze, kibice, jesteście moją rodziną, której nie chcę opuszczać. Od początku sezonu nie usłyszeliście ode mnie czy od chłopaków nic o zaległościach finansowych. Chcę tu pracować do emerytury. Jest dużo klubów, które mnie zatrudnią na pstryknięcie palcem, każdy z zawodników błyskawicznie znajdzie drużynę. Nie chcemy tego robić, ale potrzebujemy pomocy. Dzwonią do mnie z Santander, z Ciudad Real, gdzie kiedyś były wielkie kluby, z którymi wygrywałem Ligę Mistrzów. Tam już nigdy może nie być drużyn na europejskim poziomie. A my mamy taką, która przez najbliższe siedem-osiem lat może stale być w Final Four Ligi Mistrzów, może ją znów wygrać.