SPORT
[TYGODNIK eM] Mogło być nic, jest wszystko
Filmowe historie nie muszą dziać się tylko na ekranie. Czasem wystarczy rozejrzeć się wokół i popatrzeć na przykład na… Halę Legionów. Tam znów zadziała się historia. Po długich tygodniach niepewności o przyszłość kieleccy szczypiorniści po raz szósty pojadą na Final4. Zdobyli też 20. mistrzostwo Polski.
Listopad 2022. Klub zwołuje konferencję prasową, podczas której informuje, że ze sponsorowania wycofuje się firma Van Pur. Przez dwa i pół roku w pierwszy człon nazwy wchodziła jej sztandarowa marka – Łomża.
– Dobrego menadżera poznaje się w trudnych sytuacjach. W łatwych każdy może być prezesem klubu – mówił wtedy Bertus Servaas.
Nie było łatwo
Wsparcie piwowarskiego potentata stanowiło około 30 procent klubowego budżetu. Mowa o olbrzymich pieniądzach, w granicach 8-10 milionów złotych na sezon. Znalezienie zastępstwa jeden do jednego w bardzo krótkim czasie jest trudnym zadaniem. Ze spokojem podchodzili do tego zawodnicy.
– Jestem tutaj pięć lat i zawsze coś się działo. Wierzymy w prezesa Servaasa i skupiamy się na grze – mówił Arciom Karaliok.
– Utarło się mówić, że zawsze w takich sytuacjach spadamy na cztery łapy. Tu nie ma jednak przypadku albo szczęścia. Musimy o to walczyć, bardzo mocno. I to o każdy miesiąc, razem z przedsiębiorcami, którzy nas wspierają – przyznaje Paweł Papaj, dyrektor ds. marketingu, dziś 20-krotnego mistrza Polski.
Podopieczni Tałanta Dujszebajewa robili swoje na boisku. Zanotowali udaną jesień, ale na koniec przegrali w Płocku z Orlenem Wisłą 27:29, co oznaczało bardzo ciekawy finał sezonu. W tym czasie zarząd i pracownicy klubu szukali nowego sponsora tytularnego.
– To była trudna sytuacja, ale ona nas motywowała. Wiele osób chciało nam pomóc. Z propozycją sponsoringu trafiliśmy do większości firm mających duży potencjał finansowy. Musieliśmy zawęzić grono do tych, których rynki zbytu pokrywały się z naszymi zasięgami – mówi Sebastian Kozubek, dyrektor ds. sprzedaży kieleckiego klubu.
Efektów nie było widać. Nie udało się zrealizować pierwszego terminu, czyli 31 stycznia. Później trzeba było sprzedać Nedima Remiliego do Telekomu Veszprem, aby złapać oddech finansowy… do 31 marca. Przełom nie nastąpił, za to zaroiło się od teorii spiskowych. Prawdą było to, że Pick Szeged szykował się do wyciągnięcia połowy zawodników. I Tałanta Dujszebajewa.
– Próbowaliśmy wszystkiego. Przeprowadziliśmy dużo rozmów podczas mistrzostw świata. Rozmawialiśmy z firmami z całej Europy, ale brakowało kropki nad „i”. Pojawiało się światełko, a potem gasło. Była przecież debata w mieście, z której finalnie nic wielkiego nie wyszło. Wiemy, że czasami coś się dzieje na pstryknięcie paca. Nikomu nie zazdrościmy, ale po prostu jest przykro – mówi Paweł Papaj.
Pojawiło się dużo głosów krytyki ze strony miasta lub osób, które broniły jego interesów, po sytuacji z września poprzedniego roku, kiedy klub zagrał w Barcelonie z zasłoniętym herbem Kielc.
– To był błąd. Powiedział to sam prezes Servaas. Jednocześnie wiem, że zanim to zrobił, kontaktował się z włodarzami miasta. Nie dostał żadnej odpowiedzi. To był wyraz bezsilności, bo nie zostaliśmy docenieni. Wiemy, że kielczanie mogli poczuć się urażeni. Ale my robimy wiele pozytywnego. Wszędzie pokazujemy nasze przywiązanie do Kielc, mówimy o tym głośno, cały czas odwołujemy się do tożsamości lokalnej – tłumaczy dyrektor ds. marketingu.
Ich jest ten kawałek podłogi
Przełom nastąpił 19 kwietnia. Z nieoczekiwanej strony. Na wsparcie drużyny zdecydował się Barlinek, jedna z największych firm Michała Sołowowa. Jak stało się, że najbogatszy Polak postanowił wejść w sponsoring piłki ręcznej?
– To już słodka tajemnica prezesa Servaasa. Tylko on może zdradzić kulisy. Biznes i takie rozmowy lubią ciszę. Początek negocjacji to w stu procentach jego zasługa – tłumaczy Paweł Papaj.
To jednak nie koniec. Umowa została zawarta tylko do końca sezonu. Strony dały sobie czas na dalsze negocjacje. Aby atmosfera do rozmów stała się bardziej sprzyjająca, potrzebny był sukces sportowy. Zadanie ciężkie, ale drużyna Tałanta Dujszebajewa stanęła na wysokości zadania. W ćwierćfinale Ligi Mistrzów ograła Telekom Veszprem. U siebie zdominowała mocnego rywala i wygrała 31:27.
– Nie wiem, co to jest perfekcyjny mecz. Widziałem wielkie serce. Kiedy masz coś takiego, to u siebie jest trudno przegrać. Kibice stworzyli kocioł – mówił Bertus Servaas.
Trzy dni później kielczanie znów pokazali klasę, ale nerwów było jeszcze więcej. W finale sezonu PGNiG Superligi pokonali odwiecznego rywala z Płocka 27:24. Mogli cieszyć się z 12. z rzędu i 20. w historii mistrzostwa. Nawiązując do nowego sponsora tytularnego i znanej piosenki: bronili swojego kawałka podłogi… jak lwy.
– Było warto walczyć nie tylko o klub, ale o kibiców i całe środowisko. Nasi fani są najlepsi, znów pokazali klasę – mówi trener Tałant Dujszebajew.
– Te sukcesy dedykujemy naszym rodzinom, które pozwoliły nam przetrwać trudne momenty – przyznaje Kirgiz.
Wspomniane dwa sukcesy przybliżają klub do podpisania dłuższej umowy z Barlinkiem. Podobnie jak z innymi firmami, które mogą wejść w sponsoring.
– Negocjacje zawsze są przyjemne. To moje hobby. Zobaczymy, jak potoczą się sprawy. Stanęliśmy na wysokości zadania. Mamy tytuł i Final4. Na takie rozmowy nie ma ustalonej daty. Trzeba zachować spokój. Myślę, że sponsor wszystko oglądał i jest z nas zadowolony – mówi Bertus Servaas. W między czasie Holender wynegocjował… powrót Łomży. Jej logo na finałowe mecze znajdzie się na plecach zawodników.
***
Podsumowanie też jest z piosenki: „Mogło być nic, a jest wszystko”. Chociaż to możemy zanucić dopiero po Final4. W jego półfinale, 17 czerwca, Barlinek Industria Kielce zagra z PSG. W drugiej parze zmierzą się Barcelona i Magdeburg.