SPORT
[TRANSMISJA] „Święta Wojna” jakiej jeszcze nie było. Łomża Vive może zamknąć emocje
Kielecko-płockie „Święte Wojny” widziały już niemal wszystko. Ta najbliższa będzie jednak wyjątkowa. Łomża Vive do jednego z dwóch najważniejszych meczów w kontekście mistrzostwa Polski przystąpi zaledwie dwa dni po zakończeniu kwarantanny. Niedzielny pojedynek rozpocznie się o godz. 19.15.
Forma podopiecznych Tałanta Dujszebajewa stoi pod dużym znakiem zapytania. Szczególnie siedmiu z nich, którzy w ostatnich dniach przeszli zakażenie koronawirusem. Wspólnie nie mogli trenować przez dwa tygodnie. Kielczanie ostatni mecz rozegrali 25 listopada. Przed wyjazdem do Płocka udało im się przeprowadzić zaledwie dwie jednostki treningowe.
– Plan jest taki, żeby wygrać to spotkanie. Ciężki do zrealizowania, bo w ostatnich dniach byliśmy wyłączenie z treningów. Przez kilka dni nie mieliśmy piłki w rękach. Musimy wszystko sobie poprzypominać. Złapać timing w ataku i dobrą komunikację w obronie. W zespole przeciwnika jest wielu dobrych zawodników, ale musimy patrzeć na siebie, eksponować swoje walory – mówi Krzysztof Lijewski, grający drugi trener kieleckiego zespołu.
Orlen Wisła jest w rytmie meczowym. W czasie gdy Łomża Vive przymusowo pauzowała, płocczanie rozegrali trzy spotkania. W Lidze Europejskiej dwukrotnie ograli Fenixa Tuluza (26:25, 27:25). W PGNiG Superlidze gładko rozprawili się z Wybrzeżem Gdańsk (31:16).
– Wisła gra dwa mecze w tygodniu. My jesteśmy wybici z rytmu. Teraz ich tempo może być dla nas problemem. Mamy dopiero pierwsze treningi z piłką, nie wiemy jak zareagują zawodnicy, którzy dopiero zakończyli kwarantannę. Nie możemy od nich oczekiwać cudów, że po dziesięciu dniach leżenia w łóżkach wyjdą i będą biegać na sto procent. Każdy organizm reaguje różnie na tego wirusa – przekonuje Krzysztof Lijewski.
W sezonie bez play-offów niedzielne spotkanie można traktować jako pierwszy z finałów. Trudno wyobrazić sobie, żeby w walkę dwóch odwiecznych rywali włączył się ktoś trzeci. Może Azoty Puławy, ale one, grające w mocno przetrzebionym składzie, przegrały ostatnio z NMC Górnikiem Zabrze (20:21). W „Świętej Wojnie” pod większą presją będzie Orlen Wisła, która na początku sensacyjnie przegrała na wyjeździe z Sandrą Spa Pogonią Szczecin. Jeśli teraz trzy punkty wrócą do Kielc, to kwestia mistrzostwa będzie praktycznie rozstrzygnięta.
– Jest jak jest. Nie jesteśmy jedynym zespołem, który musi grać zaraz po kwarantannie. Nie możemy patrzeć, czy jest to dobry pomysł. Musimy wyjść na parkiet i rywalizować – przekonuje Tomasz Gębala, lewy rozgrywający Łomży Vive.
– Wydaje mi się, że jest problem ze wskazaniem faworyta. Wisła gra w domu. Nie jedziemy tam tylko zagrać, ale zgarnąć trzy punkty. Mamy trudniejszą sytuację, ale nie będziemy marudzić. Jest sporo optymizmu. Mam nadzieję, że wszyscy zawodnicy, którzy wrócili po chorobie, będą mogli nam pomóc – mówi Krzysztof Lijewski.
„Święte Wojny” to też niesamowite emocje na trybunach. W dobie pandemii, przy pustych krzesełkach, tej wyjątkowej otoczki nie będzie.
– W takich meczach kibice dostarczają sporo emocji. Doping potrafi ponieść zawodnika do góry, wykrzesać siły do grania na jeszcze wyższym poziomie. Będzie lekki spadek, ale nie sądzę, aby był decydujący – tłumaczy Tomasz Gębala.
Niedzielny mecz w Płocku rozpocznie się o godz. 19.15 i będzie w całości transmitowany na naszej antenie.