SPORT
Smyła: W szatni jest złość, jest gorąco
– Esencją piłki nożnej są bramki. Tłumaczenie się, że stworzyliśmy dużo sytuacji, ale nic z tego nie ma, to nie ten moment. W szatni jest złość, jest gorąco. Mam nadzieję, że to wszystko przekujemy w przygotowanie do trudnego meczu z Cracovią – powiedział Mirosław Smyła, trener Korony Kielce, po przegranym 0:1 meczu z Arką Gdynia.
W piątkowym spotkaniu „żółto-czerwoni” stworzyli zdecydowanie więcej okazji bramkowych od przeciwników. Po raz kolejny w tym sezonie zawiodła ich skuteczność. Bohaterem gdynian został bramkarz – Pavels Steinbors, który bronił czasami w nieprawdopodobnych sytuacjach.
– To wszystko, co działo się tutaj, zaczęło się w Warszawie. Straciliśmy dwie wiodące postacie: Cebulę i Gnjaticia. Szukaliśmy zastępców, ale jak się okazało nie znaleźliśmy ich do końca, albo po prostu ich nie ma. To jest smutne – rozpoczął pomeczową konferencję trener Smyła.
– Mimo obrazu meczu, w którym tworzymy mnóstwo sytuacji, jestem niezadowolony z tego, jak wyglądał środek pola w pierwszej połowie. W drugiej części wszedł Zalazar. Nabiegał sporo kilometrów i wyglądało to lepiej. Esencją piłki nożnej są bramki. Tłumaczenie się, że stworzyliśmy dużo sytuacji, ale nic z tego nie ma, to nie ten moment. W szatni jest złość, jest gorąco. Mam nadzieję, że to wszystko przekujemy w przygotowanie do trudnego meczu z Cracovią – mówił dalej kielecki szkoleniowiec.
Mirosław Smyła w drugiej połowie zdecydował się zagrać na dwie typowe „dziewiątki”. Po raz pierwszy w tym sezonie obok siebie biegali Michal Papadopulos i Michał Żyro. Na drugą połowę nie wyszedł Uros Djuranović, który został antybohaterem spotkania. Czarnogórzec nie wykorzystał trzech bardzo dobrych sytuacji strzeleckich.
– Michal i Michał mieli okazję do tego, aby zamknąć to spotkanie. Djuranović był zagubiony po swoich szansach, wręcz zdruzgotany. Źle to wyglądało, a ta sytuacja sam na sam była tego esencją. Z przodu musi być ktoś, kto strzela bramki. W ofensywie zagrali wszyscy zawodnicy, którymi dysponujemy. Okazuje się, że to nie wystarczy do zdobycia gola, chociaż oddaliśmy dwadzieścia strzałów – wyjaśniał Smyła.
Kielecki szkoleniowiec został zapytany również o postawę Adnana Kovacevicia, który popełnił kilka prostych błędów, m.in. oddając piłkę pod nogi przeciwników.
– To frustracja wynikająca z boiskowej sytuacji. Z tyłu dużo widać, jak gra się w piłkę. Kovacević to jest piłkarz, nie kopacz. Dlatego go to boli. Jego reakcje są emocjonalne. Widzi mecz, który powinniśmy wygrać. Z tego bierze się złość, a później takie zagrania. Jako kapitan czuje się odpowiedzialny. Nie chcę go chronić, ale można mu to wybaczyć. Zdarzyły się błędy. Ktoś to będzie nazywał nonszalancją, ja frustracją. „Kova” swoje usłyszy, ale to nasze wewnętrzne tematy. Taki zawodnik, który jest nam bardzo potrzebny musi zrozumieć, że ta droga frustracji musi być jak najkrótsza. Musi być w pełni sił mentalnych, aby prowadzić zespół w kolejnych spotkaniach jako kapitan – wyjaśniał trener kieleckiej drużyny.
Po porażce z Arką, Korona spadła do strefy spadkowej. Przed „żółto-czerwonymi” dwa ciężkie mecze z drużynami walczącymi o podium rozgrywek: domowy z Cracovią i wyjazdowy z Pogonią.
– Złość sportowa w szatni, a nie bezsilność i beznadziejność. Podniesienie zespołu mentalnie to jeden z celów na najbliższy tydzień, to nie podlega dyskusji. Po naszej stronie jest piłka, aby odrobić to, co zostało zepsute. Przeciwnik jest każdy i inny. Cracovia ma swoje jasne cele. Mamy nadzieję, że przygotujemy się najlepiej jak możemy i powalczymy o zwycięstwo – zakończył Smyła.
Mecz z Cracovią na Suzuki Arenie zostanie rozegrany w niedzielę, 15 grudnia o godz. 15.