Magdeburg zbił Industrię. Talant Dujshebaev wylał swoje rozgoryczenie

Premierowe akcje meczu zwiodły widzów, że pierwsza połowa rywalizacji będzie kolejną pasjonującą i wyrównaną potyczką, a gospodarze pokażą kawał dobrego handballu. Zaczęło się świetnie. Kielczanie jako pierwsi wyszli na prowadzenie za sprawą skutecznej siódemki, a po chwili próbę z rzutu karnego odbił Klemin Ferlin. Niestety były to miłe złego początki.

W dalszej fazie zawodów miejscowi wykazywali się ogromną nieskutecznością ataku, raz po raz przegrywając rywalizację z Portnerem. Po drugiej stronie parkietu nie zachwycała też defensywa, której bliżej niż do osławionej żółtej ściany było do żółtego sera z dziurami. Podopieczni Talanta Dujshebaeva popadli w niepokojący marazm i w konsekwencji przegrali pierwszą części gry 10:16.

Po zmianie stron przez długi czas nie było widać oznak poprawy. Kielczanie nadal odbijali się od defensywy gości, a ci budowali przewagę. W pewnych momentach zawodnicy Wiegerta mieli nawet osiem goli na plus. Miejscowi nie rzucili jednak broni, wykazując się chęcią odrobienia strat.

W 50. minucie zaczęli pogoń za wynikiem napędzani rosnącą w siłę Halą Legionów. Na cztery minuty przed końcem po kilku obronach Cordaliji wyprowadzili atak na „minus dwa”, jednak dobrze dysponowany tego dnia Dani Dujshebaev zmarnował klarowaną sytuację.

To był punkt zwrotny końcówki zawodów i lód na rozgrzane serca kielczan. Magdeburg wspomagany licznymi wykluczeniami graczy Industrii, ponownie uciekł na cztery bramki i wygrał 29:25.

Komentarz Talanta Dujshebaeva: Myśleliśmy, że mamy więcej szans. Byli bardziej skupieni i wygrali to spotkanie. Zauważyłem, że gdy gramy o 20:45 zazwyczaj mamy problem z koncentracją i nastawieniem. Czemu nie brałem czasu? Chcieliśmy zagrać jak najszybciej i zmęczyć ich. Każdy czas działby na ich korzyść.

Jeśli kibice, dziennikarze czy ktoś z zarządu uważa, że nadszedł mój czas… nie ma problemu. Ja jestem honorowy.