SPORT
Po Zagłębiu: dziewczyny znowu pokazały charakter i zaangażowanie. Grając swoje możemy walczyć z każdym. Bolą jednak te straty
Szczypiornistki Korony Handball stworzyły kolejne emocjonujące widowisko w hali przy ulicy Krakowskiej. Kielczanki w ostatnim meczu fazy zasadniczej po kwadransie przegrywały z Metraco Zagłębiem Lubin już jedenastoma bramkami, ale dzięki ambitnej pogoni potrafiły dojść lidera nawet na jedno trafienie. – Dziewczynom należą się słowa uznania, bo po raz kolejny pokazały charakter i zaangażowanie. Grając swoją grę, określone akcje, jesteśmy w stanie walczyć z najlepszymi. Bolączką tego spotkania były proste straty z początku – mówił trener kieleckiej drużyny, Paweł Tetelewski.
Pierwsze minuty w wykonaniu zawodniczek Korony Handball były fatalne. Kielczanki w 15. minucie przegrywały 5:16.
– Nie grałyśmy swojego handballu. Nie wiem, co powiedzieć. Wyszłyśmy chyba za mocno zestresowane. Miałyśmy z tyłu głowy, że jest to lider tabeli. Chyba tak możemy sobie to tłumaczyć. Pojawiła się masa złych podań: w nogi, w trybuny. Do tego błędy chwytu. Cieszy jednak, że potrafiłyśmy się z tego podnieść. Szkoda tego pierwszego kwadransa, bo gdyby nie on, to może udałoby się sprawić jakąś niespodziankę – tłumaczyła po końcowej syrenie rozgrywająca kieleckiej drużyny, Honorata Syncerz.
Podopieczne Pawła Tetelewskiego w kolejnych fragmentach nawiązały jednak równorzędną walkę z liderem tabeli. Kielczanki mozolnie odrabiały straty. Kwadrans przed końcem po golu Dominiki Więckowskiej przegrywały tylko 22:23.
– Z tego okresu możemy być bardzo zadowolone. W końcówce znowu za bardzo chciałyśmy. Każda chciała dorzucić swoją cegiełkę, żeby wyrwać remis, może nawet wygrać. W tych momentach trochę brakowało gry zespołowej – analizowała Dominika Więckowska.
Koronie Handball bardzo dużo dało wprowadzenie do bramki Anny Nazimek. 20-latka na boisku pojawiła się po pierwszym kwadransie i do końca spotkania popisała się kilkoma dobrymi interwencjami. Wcześniej utalentowana bramkarka dostawała zdecydowanie mniej minut.
– Nie mogłam sobie tego lepiej wymarzyć. Zagrać z taką drużyną, to coś niesamowitego. Cieszę się, że dostałam swoją szansę. Mogłam zaprezentować to, na co ciężko pracujemy z trenerem Błaszkiewiczem od długiego czasu. Decyzja trenera Tetelewskiego była dla mnie dużym zaskoczeniem. Pomyślałam sobie: "co się stało, ale jak?". Na początku przestraszyłam się, ale też bardzo ucieszyłam. Wchodząc starałam się bronić jak najlepiej. Szkoda, że w końcówce nie utrzymałyśmy wyniku na styku, ale z tej pogoni możemy być zadowolone. Te moje łzy, to tylko ze szczęścia – mówiła Anna Nazimek.