SPORT
Po Veszprem: Sterbik zrobił różnice
Szczypiorniści PGE VIVE w swoim pierwszym meczu nowego sezonu Ligi Mistrzów przegrali na wyjeździe z Telekomem Veszprem 27:29. - Mecz był otwarty i gdybyśmy mieli lepszą skuteczność w ataku, to może ułożyłby się inaczej. W szatni po spotkaniu było bardzo dobrze, trener był dumny z naszej postawy, widział, że jesteśmy bardzo zmęczeni, styrani, mówiąc kolokwialnie, każdy na parkiecie zostawił serducho - mówił po spotkaniu Krzysztof Lijewski, rozgrywający "żółto-biało-niebieskich".
Kielczanie na trudnym terenie zaprezentowali się z dobrej strony. O końcowym wyniku zdecydowała skuteczność rzutów podopiecznych Tałanta Dujszebajewa, która wyniosła zaledwie 56 procent. Do jej obniżenia w znacznym stopniu przyczynił się golkiper gospodarzy - Arpad Sterbik. Serb odbił trzynaście piłek.
- Kto był dziś najlepszym zawodnikiem Veszprem? Oczywiście Arpad Sterbik. On zrobił różnice. W pierwszej połowie bardzo dobrze bronił, w drugiej z siedem czy osiem razy nie wykorzystaliśmy stuprocentowych sytuacji. Ale powiedziałem chłopakom po meczu, w szatni, że jestem z nich dumny, z ich walki przez sześćdziesiąt minut przeciwko takiej klasy zespołowi - mówił Tałant Dujszebajew, trener mistrzów Polski.
- O wyniku zadecydowała skuteczność rzutów sam na sam. To nie były rzuty oddawane z daleka, na jakimś bloku, czasie czy nawet kontakcie. To były sytuacje sam na sam – przegrywaliśmy pojedynki z Arpadem Sterbikiem i trzeba powiedzieć, że nie przegraliśmy z Veszprem, tylko właśnie z bramkarzem przeciwnika - wyjaśniał rozgrywający PGE VIVE, Krzysztof Lijewski. - W sytuacjach, w których nie zamieniam rzutu na bramkę jestem zły na siebie, zawsze chce się pomóc kolegom, obojętnie w jaki sposób. Każdy daje z siebie maksa, ale trzeba pamiętać, ze w bramce rywali stoi fachowiec, a nie osoba z łapanki. Widać, że w takich meczach to zwykle bramkarze decydują o zwycięstwie i porażce - uzupełniał zawodnik.
PGE VIVE w samej końcówce miało szansę na remis 27:27. Po przechwycie Krzysztofa Lijewskiego kontratak źle rozprowadził Michał Jurecki, który niecelnie podał do wybiegającego Daniela Dujszebajewa.
- Nerwowo zareagowałem na tę stratę, ale w tym meczu to nie było nic strasznego. Oby to nie powtórzyło się w spotkaniu o wejście do Final Four. Dzidzia grał świetnie, jestem mu bardzo wdzięczny za to, że po takiej kontuzji, po przerwie od gry, dziś walczył jak lew, był naszym kapitanem - mówił Tałant Dujszebajew.
PGE VIVE w Veszprem zagrała w dwunastoosobowym składzie. Kielczanie do samego końca wytrzymali wysokie tempo spotkania.
- Wydaje mi się, że dużo ludzi nas skreślało jeszcze przed meczem, patrząc na nasz skład personalny. Graliśmy tylko w dwunastu i docierały do nas głosy, że przyjechaliśmy po najmniejszy wymiar kary, a w przyszłości będzie lepiej. My jednak myśleliśmy zupełnie inaczej, pokazaliśmy serce do walki, trener jeszcze w trakcie okresu przygotowawczego przypominał nam, że najważniejsze spotkanie sezonu jest właśnie 15 września, tutaj w Veszprem. Wydaje mi się, że byliśmy dobrze przygotowani taktycznie, nasza obrona nie była taka zła, jak mogłoby się wydawać, w ataku też potrafiliśmy znaleźć sytuacje do oddawania rzutów. Mecz był otwarty i gdybyśmy mieli lepszą skuteczność w ataku, to może ułożyłby się inaczej. W szatni po spotkaniu było bardzo dobrze, trener był dumny z naszej postawy, widział, że jesteśmy bardzo zmęczeni, styrani – mówiąc kolokwialnie, każdy na parkiecie zostawił serducho. Tałant pogratulował szczerze każdemu z nas. Mam nadzieję, że w meczu z "Lwami" nasza skuteczność będzie lepsza - zakończył Krzysztof Lijewski.
wypowiedzi: kielcehandball.pl