SPORT
Ojrzyński: Życie czasami pisze takie scenariusze, ale trzeba mu pomóc
– Dziękuję Bogu, że było mi dane przeżyć takie spotkanie – powiedział Leszek Ojrzyński, trener Korony Kielce, po wygranym meczu z Chrobrym Głogów, który dał awans do PKO Ekstraklasy.
„Żółto-czerwoni” wygrali po dogrywce 3:2. Decydującego gola zdobyli na dwie minuty przed końcowym gwizdkiem. Spotkanie miało niesamowitą dramaturgię.
– Poprzeczka była zawieszona bardzo wysoko. W Głogowie zbudowano mocną drużynę, złożoną z ambitnych chłopaków, którzy wiedzą na czym polega piłka nożna. Każdy z nimi miał problemy. Chrobry wykorzystał nasze dwa błędy, chociaż spotkanie rozpoczęło się dla nas wspaniale. Zostawiliśmy Marcina Szpakowskiego w szatni. Bardzo przeżywał te dwie starty. Po wyjściu na drugą część na pewno siedziałoby to w jego głowie i próbowałby się odegrać. To nie byłoby dobre w meczu o taką stawkę. Zmieniliśmy ustawienie. Musieliśmy wygrać to spotkanie też dla niego, żeby później nie czuł się załamany. To była dodatkowa motywacja – wyjaśniał Leszek Ojrzyński.
– Fantastycznie weszliśmy w drugą cześć. Wtedy mogliśmy zdobyć kilka bramek po akcjach oskrzydlających. Mieliśmy swoje okazje. Później zeszło z nas powietrze. Dogrywka to były męczarnie. Mieliśmy problemy w defensywie, również ze stałymi fragmentami. Sprzyjało nam szczęście i zadaliśmy decydujący cios. Jak to bywało w tym półroczu, zmiennicy wykazali się kunsztem. Łukowski podał do Jacka, który pociągnął Koronę do ekstraklasy – tłumaczył szkoleniowiec „żółto-czerwonych”.
- Dwóch zawodników pobiegło cieszyć się do kibiców i złapały ich skurcze. Jednego trzeba było dłużej reanimować i przez chwilę graliśmy w dziesięciu. Chłopaki wykazali się heroiczną walką. Wielkie gratulacje dla nich. Dziękuję Bogu, że było mi dane przeżyć takie spotkanie. Dziękuję zarządowi, wszystkim pracownikom klubu. To praca zespołowa. Presja była wyczuwalna. Jeszcze przyjdzie czas na podziękowania. Kończymy rozdział w pierwszej lidze i rozpoczynamy rzeczywistość ekstraklasową. Teraz czas na podjęcie pewnych ruchów. Muszę też podziękować trenerowi Dominikowi Nowakowi, bo wiemy jak Korona zaczęła sezon i punktowała w każdym spotkaniu. Ten awans to nasza wspólna praca – tłumaczył szkoleniowiec „żółto-czerwonych” - dodał Ojrzyński.
Status legendy Korony wzmocnił Jacek Kiełb. Biorąc pod uwagę scenariusz tego spotkania, tylko on mógł go zwieńczyć takim golem.
– To coś fantastycznego dla niego. Od początku czuł się tutaj bardzo dobrze. Wszystko przeżywa potrójnie. Widzieliśmy go w półfinale, gdzie grał od pierwszej minuty. Teraz mieliśmy inny plan. Życie czasami pisze takie scenariusze, ale trzeba mu pomóc. Jacek nad tym pracował. On sobie wizualizuje takie rzeczy. Jego celem była ta bramka. Pomogli mu koledzy. Trzeba się z tego cieszyć. To może niespodzianki, a może zasłużone rzeczy. Jak człowiek jest całym sercem Koroniarzem, to tak jest. Czasami muszę go przytrzymywać. On zawsze chce coś potrafić, a musi skupić się tylko na grze. Zależy mu na Koronie. Dopiero jutro dotrze do niego, co się stało – zakończył szkoleniowiec „żółto-czerwonych”.