SPORT
Moryto: Ile razy jeszcze będzie mi dane przeżywać takie karne
Arkadiusz Moryto znów wykazał się stalowymi nerwami w końcówce spotkania. To on wykorzystał rzut karny na 25:24, który dał Barlinkowi Industrii finał Ligi Mistrzów. – Ile razy jeszcze będzie mi dane to przeżywać. Widocznie, tak chce los – przyznał prawoskrzydłowy.
Sobotnie spotkanie przyniosło ogrom emocji. Kielce i Paryż świetnie broniły.
– Nie chcę nic im ujmować, ale w ataku graliśmy zbyt statycznie. Nie puściliśmy piłki w odpowiednim czasie. Gra była bez tempa. Kiedy oni rozpędzili się, to z tyłu mieliśmy niemiecką ścianę, która ratowała nam tyłki – tłumaczył Arkadiusz Moryto.
Kielczanie mieli już trzy bramki przewagi, ale ostatnie minuty upłynęły wymianie ciosów.
– Cieszymy się, że udało się wygrać. Były duże emocje, cały czas na styku. Ten mecz kosztował nas bardzo dużo nerwów – wyjaśniał prawoskrzydłowy.
W końcówce serca kibiców mocniej zadrżały również o zdrowie Arkadiusza Moryty, który w brzydki sposób został zaatakowany przez Lukę Steinsa.
– Liczyłem, że będzie czerwona kartka. Była pusta bramka i bezmyślny faul. Z moim kolanem wszystko jest w porządku – tłumaczył.
W wielkim finale Barlinek Industria zagra z Magdeburgiem, który pokonał po karnych FC Barcelonę.
– Finał jest finałem. Nikt nie będzie narzekał, że mamy mniej odpoczynku. Oni mieli dogrywkę. Musieli wszystko wybiegać. Nikt nie będzie szukał wymówek – zakończył.
Niedzielne spotkanie rozpocznie się o godz. 18.