SPORT
Korona, jakiej już nie ma
Od kilku tygodni kibice piłki nożnej w Kielcach mogą sobie przypomnieć lub poznać starsze historie związane z Koroną i Błękitnymi. Wszystko dzięki dwóm facebookowym profilom prowadzonym przed dziennikarza sportowego Dariusza Wikłę.
Droga do założenia tych stron była dosyć pokrętna. Pan Darek, który przez wiele lat związany był ze „Słowem Ludu” oraz współpracował z „Przeglądem Sportowym” i „Tempem”, prowadził bloga, na którym wspominał stare mecze kieleckich zespołów.
Niedaleko od stadionu
– Dla dziennikarza pisanie jest jak tlen. Te materiały odszukał Leszek Milewski, kolega po fachu z portalu „Weszło”. Przygotowywał tekst o Błękitnych, którzy zostali zlikwidowani blisko dwadzieścia lat temu – opowiada Dariusz Wikło. – Później napisał tekst pod dość przewrotnym tytułem, „Po Błękitnych zostało tylko drzewo”. Ale nie po Błękitnych, lecz po starym stadionie, bo po klubie mamy całą masę wspomnień. Tak narodził się profil „Błękitni Kielce – ocalić od zapomnienia” – dodaje dziennikarz.
Profil w szybkim tempie zyskiwał obserwatorów, którzy przy okazji poruszyli temat Korony. – Docierały sygnały: jak to, całe życie pisałeś o Koronie, a teraz robisz coś o Błękitnych? Dlatego musiałem zrobić coś o „żółto-czerwonych” – tak powstał profil „Korona, jakiej już nie ma” - wyjaśnia Dariusz Wikło.
Przez długie lata oba kluby współistniały na sportowej mapie stolicy regionu. Oba również przenikały życie bohatera naszego tekstu, który mieszkał niedaleko stadionu Błękitnych, ale spotkania Korony dla młodego kibica owiane były magiczną aurą.
– Dzięki temu, że miałem blisko stadion, mogłem chodzić na treningi, a tym samym lepiej poznawać zawodników. Błękitni mieli bardziej teatralną widownię. Gdy ktoś głośniej zakrzyknął czy odwinął szeleszczący papierek z cukierka, wszyscy to słyszeli. Na Koronie było zgoła odmiennie: szpalery kibiców, flagi, śpiewy, syreny – wspomina Dariusz Wikło, który jako 13-latek obserwował pierwszy historyczny mecz Korony, która powstała z połączenia Iskry i SHL. 5 sierpnia 1973 roku kielczanie pokonali na stadionie przy ulicy Mielczarskiego Spartę Kazimierza Wielka 3:0, a premierowego gola zdobył Andrzej Jung.
Dziś derbów już nie ma
– Stadion był na terenie zakładu, bliżej ulicy Jagiellońskiej. Cztery, pięć tysięcy ludzi szło na to spotkanie szpalerem. Dla młodego chłopaka było to magiczne. Dopiero później sprawdziłem, że w związku z licznymi perypetiami kibice otrzymali darmowe bilety – śmieje się bohater naszej historii.
Na obu profilach pełno jest wspomnień związanych z meczami Korony i Błękitnych. Przypominane są również sylwetki piłkarzy, którzy byli ulubieńcami kibiców. Szczególne miejsce zajmują historie związane ze spotkaniami derbowymi.
– Brakuje takich meczów. Rywalizacja zawsze napędza. Nie chodzi o to, żeby dopatrywać się negatywnych kontekstów, żeby klubowe antagonizmy przechodziły w chorobę. Teraz gdy jakiś zawodnik przejdzie do rywala zza miedzy, jest zdrajcą. Wtedy wielu piłkarzy Błękitnych grało w Koronie, i odwrotnie. Walczyli na boisku, a później szli wspólnie spędzać czas. Były takie mecze jak ten 1978 roku, gdy w spotkaniu ligi międzywojewódzkiej na trybunach zasiadło siedem tysięcy kibiców, a media w swoich relacjach nie podały nawet składów – wspomina Dariusz Wikło.
Magiczna Jagiellońska
Korona i Błękitni były klubami wielosekcyjnymi. Na profilach nie brakuje wspomnień związanych z koszykarzami, kolarzami, motocyklistami, bokserami, brydżystami, szachistami i oczywiście kieleckimi szczypiornistami, którzy pod szyldem Korony grali do 1991 roku.
– W historii tego klubu najbardziej magiczne były mecze piłkarzy ręcznych w dawnej budowlance przy ulicy Jagiellońskiej. Spotkania odbywały się o godzinie 18. Hala otwarta była od 16 do 16.30. Przychodziły tłumy, a trybuny były niewielkie. Kiedy graliśmy w drugiej lidze, przyjechała Gwardia Opole, dotychczasowy lider, do którego Korona traciła cztery punkty. Wówczas rozgrywano weekendowe dwumecze. W sobotę napchało się tyle ludzi, że wyłamali drzwi. Sędzia nie wiedział, co ma robić. Wszyscy czekali pół godziny. Zagrożono, że jeśli fani nie ustąpią, będzie walkower. Jakimś cudem się udało – opowiada Dariusz Wikło.
– Niektórzy śmiali się, że najlepsze miejsca mieli za oknem. Inni wisieli nawet na boazeriach zamontowanych nad głowami kibiców. Z meczu wychodzili jak z sauny, a usłyszeć można było głosy: „Dzisiaj to miałem świetny mecz, bo widziałem z pięć bramek”. Rzeczą magiczną było poczuć tę atmosferę. Teraz kibice są daleko od boiska, a wtedy nie istniał żaden dystans – dodaje kielecki dziennikarz.
Ocalić od zapomnienia
Głównym celem obu profili jest przywrócenie pamięci o dawnych zawodnikach, trenerach i wydarzeniach, którymi przez lata żyło całe miasto.
– Zaskoczyło mnie, że ludzie chcą to wspominać. Dzięki tym profilom mogę odwdzięczyć się wszystkim, których poznałem podczas zawodowej pracy. To dzięki nim przeżywałem emocje, mogłem realizować się jako dziennikarz. To swego rodzaju hołd w ich kierunku. Nie robię tego dla odsłon czy klików. Nic z tego nie mam. Największą nagrodą jest, gdy niektórzy z tych zawodników odzywają się na profilu. Czasami kontaktują się dzieci, wnuki i mówią: „Tata zobaczył stare zdjęcie i od razu pojawił się błysk w oku”. To najlepsza rzecz jaka może się przytrafić – wyjaśnia Dariusz Wikło.
– Kiedyś Korona to była jedna wielka rodzina. Jeśli zawodnicy przychodzili, to oddawali serce dla tego klubu. Mogli przegrać, ale zawsze była walka. W ostatnich latach te więzi zostały zatracone. Piłkarze przychodzą na czas kontraktu, ale niestety sport poszedł właśnie w taką mało romantyczną stronę – kończy nasz bohater.
***
Wszystkie osoby, które dysponują archiwalnymi fotografiami, pamiątkami lub wspomnieniami o dawnej Koronie zachęcamy do kontaktu z oboma profilami, które już teraz są fantastyczną skarbnicą wiedzy.