SPORT
Giemza: pierwsze plany o kolejnym Dakarze snułem wypatrując helikoptera
Maciej Giemza jechał w tegorocznym rajdzie Dakar, aby zająć jeszcze lepsze miejsce niż w zeszłym roku, kiedy był 24. Niestety, jego marzenia rozwiał fatalny defekt silnika.
– Na 88. kilometrze ósmego etapu towarzyszyły mi różne, skrajne uczucia. Od spokoju po wielkie rozgoryczenie – zaczyna snuć swoją drugą dakarową historię Maciej Giemza z Orlen Teamu.
Silniki dostawały w kość
Wszystko układało się rewelacyjnie. Pierwsze dni 41. edycji najbardziej prestiżowych terenowych zmagań świata przyniosły pochodzącemu z Piekoszowa zawodnikowi spokojną i równą jazdę. Na trzecim etapie wielu motocyklistom, również Maćkowi, przyszło zmierzyć się z nawigacyjnymi problemami, które przyniosły sporą stratę, ostatecznie zniwelowaną na najdłuższych, maratońskich etapach. Kiedy wydawało się, że rewelacyjne miejsce w czołowej dwudziestce jest na wyciągnięcie ręki, przydarzyła się najgorsza rzecz w sportach motorowych: posłuszeństwa odmówiła maszyna.
– Jechaliśmy w niezwykle trudnym terenie, była gęsta mgła i bardzo głęboki fesh fesh, czyli unoszący się za pojazdami pył. Przez niego silniki dostawały mocno w kość. Niestety, mój nie wytrzymał – opowiada Giemza, który błyskawicznie przystąpił do próby naprawy motocykla. – Starałem się zachować spokój. Byłem przekonany, że za chwilę uda mi się usunąć usterkę. Półtorej godziny później uświadomiłem sobie, że nic z tego nie będzie. Długo walczyłem ze sobą, aby wezwać pomoc. Byłem potwornie rozgoryczony i wściekły, że wszystko zakończyło się przedwcześnie nie z mojej winy – relacjonuje wychowanek Kieleckiego Towarzystwa Motorowego Novi Korona.
Praca popłaca
Ósmy etap okazał się feralny nie tylko dla Macieja Giemzy. Tego samego dnia, kilka kilometrów wcześniej, również z powodu awarii motocykla z rajdu musiał wycofać się dotychczasowy jego lider, Amerykanin Ricky Brabec. Obaj zawodnicy zostali przetransportowani na metę w Pisco helikopterem. Giemza na swój lot czekał siedem godzin.
– Można było przemyśleć całą imprezę. Poza trzecim etapem, na którym organizator wpuścił nas w kanał, wszystko wyglądało dobrze. Na rajdach długodystansowych liczy się spokój i działanie według określonego planu, bo w krótkim czasie pokonujemy pięć tysięcy kilometrów. Pierwsza połowa zapowiadała się spokojnie. Podczas dnia przerwy mieliśmy zobaczyć, w jakim stanie będzie organizm. Wszystko wyglądało obiecująco. Trasa w Peru była bardzo nieprzewidywalna. Nie wytrzymywały nie tylko motocykle, ale również zawodnicy pod względem kondycyjnym. U mnie nie było z tym problemu, dlatego na szóstym i siódmym etapie zacząłem przyspieszać. Szło dobrze, w myślach pojawiła się nadzieja nawet na miejsce w TOP15. Dlatego ten defekt boli tak bardzo – podsumowuje tegoroczną edycję utalentowany zawodnik.
Przed rokiem w swoim debiucie w Dakarze Maciej Giemza zajął bardzo dobre 24. miejsce. A przecież poprzednia edycja stanowiła większe wyzwanie, bo dużo rzeczy było nowością. Teraz mógł korzystać ze zdobytego doświadczenia.
– Mam już pewną dakarową rutynę. Przydała się szczególnie na tych najdłuższych etapach. One już nie stanowiły dla mnie tak dużego zaskoczenia, chociaż na motocyklu trzeba spędzić dwanaście-czternaście godzin. Podchodziłem do nich, jak do każdego innego. Miałem tylko świadomość, że po dojeździe na metę będzie mniej czasu na przygotowania do kolejnego dnia: na prysznic, masaż czy sen. Ale to już normalka – podkreśla motocyklista.
Postęp jest naturalny
Ciekawa rzecz: sposobem Maćka na zabijanie etapowej „nudy”, szczególnie na odcinkach dojazdowych, jest… nucenie.
– Muzyka w trakcie Dakaru towarzyszy mi cały czas. Kiedy jesteśmy już na mecie, wciąż coś gra, więc później można z tego korzystać – śmieje się piekoszowianin.
Tegoroczna edycja stanowiła dla 24-latka kolejną dakarową lekcję. Pokazała również, że jest on w stanie jeździć bardzo szybko, w tempie zbliżonym do najlepszych, zdecydowanie bardziej doświadczonych zawodników.
– Droga obrana razem z Orlen Teamem przynosi rezultaty. Regularne starty w zawodach Pucharu Świata corss-country dają nam możliwość rywalizacji z czołówką, najlepszymi zawodnikami fabrycznych zespołów. Podpatrujemy ich, łapiemy ich tempo, dlatego postęp jest naturalny – mówi zawodnik.
Maciej Giemza po zakończeniu tegorocznych zmagań na bezdrożach Peru zaczął już myśleć o kolejnej edycji.
– Pierwsze plany snułem wypatrując helikoptera. Teraz czeka mnie jeszcze więcej pracy, bo cele będą jeszcze wyższe. W tej chwili jest czas na mały odpoczynek, ale po nim wszystko zacznie się na nowo, bo kolejny Dakar już za jedenaście miesięcy – kończy zawodnik.
zdjęcia: Biuro Prasowe Orlen Teamu