SPORT
Daszkiewicz: nie chodzi o to, żeby miasto tylko wyłożyło pieniądze. Najważniejsze, żeby pomogło organizacyjnie
Czy po dwunastu latach seniorska siatkówka zniknie ze sportowej mapy Kielc? Stowarzyszenie Klub Piłki Siatkowej Kielce od kilku dni znajduje się w stanie likwidacji. – Upadek profesjonalnej drużyny pociągnie szereg innych konsekwencji – mówi trener drużyny, Mateusz Grabda.
Problemy z finansami i budowaniem kadry w stolicy Świętokrzyskiego nie są nowością. Jeszcze w sezonach, w których drużyna występowała w PlusLidze kontrakty ze sponsorami oraz samymi zawodnikami były podpisywane za pięć dwunasta.
– Od sześciu lat było ciężko, od momentu wycofania się firmy Fart. Musimy wyrazić podziękowania dla sponsorów prywatnych, którzy byli z nami. Oni wykładali swoje pieniądze. Przy pomocy miasta udawało się przetrwać, ale brakowało stabilności – analizuje problem Dariusz Daszkiewicz, który najdłużej prowadził kielecki zespół w PlusLidze.
W tym roku drużyna po ośmiu latach musiała radzić sobie poza elitą. Ponownie długo trwało poszukiwanie sponsora tytularnego. Już po starcie rozgrywek współpracę z klubem nawiązało Uzdrowisko Busko-Zdrój. Zespół pod szyldem Buskowianki, złożony przede wszystkim z młodych zawodników, uplasował się na dającym bezpieczne utrzymanie dziesiątym miejscu.
– To dobry wynik. Z tym składem w następnym sezonie moglibyśmy grać o coś więcej. W porównaniu z innymi zespołami, chłopaki grali za niewielkie sumy, dla niektórych może śmieszne. Wielu zarabiało po tysiąc, czy tysiąc pięćset złotych. Za to musieli wynająć mieszkania, utrzymać się. Średnie zarobki w pierwszej lidze są zdecydowanie wyższe, ale ci zawodnicy wiedzieli, że w Kielcach mogą dostać szansę, a nie być trzecim czy czwartym wyborem w lepszym klubie – przekonuje trener Mateusz Grabda.
CO Z MŁODZIEŻĄ?
W Kielcach młodzi, zdolni zawodnicy zawsze byli mile widziani. To na nich opierała się siła zespołu, który przez kilka lat, mimo zdecydowanie mniejszego budżetu od rywali, utrzymywał się w siatkarskiej elicie. Barw Effectora bronił mistrz świata, jeden z najlepszych środkowych globu – Mateusz Bieniek. Uznanych siatkarskich nazwisk przez Kielce przewinęło się więcej. Wystarczy wspomnieć Sławomira Jungiewicza, Grzegorza Pająka, Marcina Komendę, Rafała Buszka, oraz Adrianów Buchowskiego i Staszewskiego.
– Z reguły byliśmy najmłodszym zespołem w lidze. Każdy wiedział, że pieniędzy w Kielcach nie zarobi, ale miał świadomość, że to może być trampolina do dalszej kariery. Zwykle tak było. Zawodnicy odchodzili do innych klubów i zarabiali cztery-pięć, a nawet dziesięć razy tyle, co tutaj – tłumaczy Daszkiewicz.
Upadek profesjonalnego klubu będzie oznaczał najprawdopodobniej koniec Szkoły Mistrzostwa Sportowego, która od kilku lat funkcjonuje przy kieleckim "Wybickim". Obecnie siatkarskich szlifów uczy się dwudziestu czterech zawodników.
– Chłopcy z całej Polski przyjeżdżali tutaj, bo mieli świadomość, że mogą szybko dostać swoją szansę. W ostatnich latach z nimi osiągaliśmy dobre wyniki. Zawsze byliśmy w półfinale mistrzostw kraju, dwa razy w finale. O takie sukcesy w stojącej na wysokim poziomie siatkówce nie jest łatwo. Teraz to może się skończyć – przekonuje Grabda.
SPORTOWA SOLIDARNOSĆ?
Stowarzyszenie KPS Kielce zostało postawione w stan upadłości ze względu na złą kondycję finansową. Według krążących informacji długi sięgają około dwustu tysięcy złotych. Stowarzyszenie obecnie nie ma prezesa. Jeszcze w poprzednim roku miejsce Jacka Sęka zajął Łukasz Zieliński, on jednak w połowie marca zrezygnował ze stanowiska. Nowej osoby, która mogłaby stanąć na czele nie udało się wybrać.
– Bardzo liczę na to, że pomoże nam miasto. Mamy nadzieję, że prezydent Bogdan Wenta, który jest sportowcem z krwi i kości, będzie chciał się spotkać w szerszym gronie i porozmawiać o siatkówce – przekonuje trener Daszkiewicz.
Aby drużyna mogła przystąpić do pierwszoligowych rozgrywek potrzeba zgromadzić około milionowy budżet.
– Nie chodzi o to, żeby miasto tyle wyłożyło. Najważniejsze, żeby pomogło organizacyjnie. Dało gwarancję, która przekonałaby do zainwestowania innych sponsorów. Być może dało również ludzi, którzy mogliby to wszystko poukładać, bo jak pokazały wybory brakuje kogoś takiego – tłumaczy Daszkiewicz.
– Czekamy na osobę, grupę ludzi, przedsiębiorstwo, które nas wesprze. Siatkówka jest wspaniała. Nie wyobrażamy sobie, że to będzie koniec. Chcemy kontynuować, to co zaczęliśmy i dalej stawiać na młodych zawodników. Kto, wie może kiedyś znowu znajdziemy się w elicie – kończy Grabda.