SPORT
d
– Można powiedzieć, że do pierwszej bramki mieliśmy pomysł na grę i mieliśmy wszystko pod kontrolą. Przeprowadziliśmy kilka kontrataków, które powinny zakończyć się bramką. Jeden indywidualny błąd i wszystko się posypało – powiedział Mirosław Smyła, po swoim debiucie w roli trenera Korony Kielce, który zakończył się porażką 0:2 z Lechią Gdańsk.
Spotkanie dla Korony skończyło się w 51. minucie, kiedy padła druga bramka dla Lechii. Gospodarze do końca spokojnie kontrolowali przebieg boiskowych wydarzeń. "Żółto-czerwoni" nie byli w stanie stworzyć żadnego zagrożenia pod bramką Dusana Kuciaka.
– Druga polowa to już podjecie gry indywidualnej. Później nie stworzyliśmy już nic wielkiego. Mamy dzisiaj konkretny obraz tego zespołu i konkretną informację nad czym trzeba pracować – wyjaśniał Mirosław Smyła.
– Zdawałem sobie sprawę, że odbijaliśmy się od silnych zawodników i mieliśmy problem z grą w ataku pozycyjnym. W drugiej połowie weszło kilku świeżych piłkarzy. Musimy szukać rozwiązać, bo dziś Gnjatić dostał czwartą żółtą kartkę. Przy wyniku 0:2 nabiegaliśmy się dużo, próbowaliśmy ustawienia 4-4-2. Oprócz dużej ilości biegania i chęci, ciężko było dzisiaj tutaj coś stworzyć – uzupełniał 50-letni szkoleniowiec.
Korona z pięcioma punktami na koncie zajmuje przedostatnie, 15. miejsce w tabeli. Kielczanie kolejny mecz rozegrają w najbliższy wtorek, kiedy w I rundzie Pucharu Polski na Suzuki Arenie zmierzą się z Zagłębiem Lubin. Trzy dni później zespół Mirosława Smyły czeka domowa potyczka ze Śląskiem Wrocław.
– Teraz walczymy nie tylko o punkty, ale też o czas. Punkty dają swobodę, oddech i motywację do roboty. Dzisiaj ich zabrakło. Musimy zrobić wszystko, aby w kolejnym meczu być lepszym zespołem – zakończył szkoleniowiec kieleckiego klubu.
źródło: CKsport.pl