REGION
Gdzie te zimy…
Pokrywa śnieżna sięgająca 70 centymetrów, srogie mrozy i zimy trwające nieprzerwanie od grudnia do marca. Tak było kiedyś. A teraz? Jak ocenia Grzegorz Walijewski, synoptyk Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, o takiej pogodzie możemy już zapomnieć.
Zima na przełomie 1978/79 roku określana jest mianem „zimy stulecia”. Właśnie wtedy opadów śniegu było rekordowo dużo, a temperatury sięgały -30 stopni Celsjusza.
– Pokrywa śnieżna w Staszowie miała aż 70 centymetrów. W Kielcach z kolei było to około 55 centymetrów, podobnie w Sandomierzu. Teraz z kolei mamy… okrągłe zero. Co prawda pojawiło się nieco białego puchu, lecz te opady można prędzej nazwać incydentem zimowym. Zimy generalnie jest po prostu coraz mniej. Jak wynika z badań klimatologów z Climate Central, w ciągu ostatnich dziesięciu lat sezon zimowy w województwie świętokrzyskim skrócił się o ponad dwa tygodnie – mówi Grzegorz Walijewski.
W okresie od grudnia do lutego ze świecą szukać dni, w których temperatura średnia wynosi poniżej 0 stopnia Celsjusza. Śnieg, jeśli się pojawia, jest krótkotrwały a grubość pokrywy jest znacznie mniejsza.
– Co ciekawe, o okresie zimowym mówimy gdy temperatura jest „na minusie”. Jednak biorąc pod uwagę średnią temperaturę, od 25 lat jedynie kilkukrotnie spełniane były te wymogi. Czy więc współcześnie wciąż możemy mówić o zimie? Jak oceniają klimatolodzy, ta pora roku w naszej długości i szerokości geograficznej powoli zanika. Prawdopodobnie za jakiś czas będziemy mówić o dwóch porach roku: porze ciepłej i chłodnej. Ta druga byłaby okresem przejściowym pomiędzy jesienią a wiosną – zauważa synoptyk.
Z obserwacji synoptyków wynika również, że typowe stają się pojedyncze i bardzo intensywne „epizody pogodowe”.
- Jednostkowe i gwałtowne opady, w trakcie których może napadać nawet kilkadziesiąt centymetrów śniegu, są efektami zmieniającego się klimatu. Takie śnieżyce i zawieje mogą trwać jedynie dzień, czy dwa. Ale bywa tak i latem, kiedy w trakcie gwałtownej burzy spada rekordowa ilość deszczu – mówi synoptyk.
W naszym klimacie zima jest jednak bardzo potrzebna. Choćby ze względu na stan wód.
– Po okresie zimy, wiosną śnieg się roztapia a woda zasila rzeki. Brak odpowiedniej ilości śniegu jest więc pierwszym krokiem do suszy. Topniejący śnieg zwiększa także poziom wód gruntowych, poprawia wilgotność gleby. To ogromnie ważne dla rolników. Z kolei ostatnimi laty mamy znacznie więcej deszczu, co zaburza pewną równowagę w przyrodzie.
Widoczne jest to na przykład wśród gryzoni, które zazwyczaj spędzały okres zimowy w bezpiecznym schronieniu, a nie szukając pożywienia na zewnątrz. Podobnie jest z większymi ssakami, które nie zapadają już w sen zimowy.
– Niektóre rośliny zakwitły w grudniu, nie czekając do wiosny. Ale taka aura nie jest dobra i dla ludzi. Jesteśmy przystosowani do zmieniającej się aury – po okresie ciepłym następuje okres przejściowy i zima, potem znów okres ciepła. Zmiany nas rozstrajają i negatywnie wpływają na samopoczucie – kwituje Walijewski.