REGION
Aptek pod dostatkiem
W województwie świętokrzyskim działa ponad 400 aptek ogólnodostępnych. W ciągu ostatniej dekady przybyło ich około 100. Czy mamy wystarczająco dużo aptek, by pacjenci mogli się czuć bezpiecznie, a na rynku nie dochodziło do niezdrowej konkurencji?
Zmiany w ustawie refundacyjnej z 2012 roku sprawiły, że apteki straciły możliwość reklamowania się, prowadzenia programów lojalnościowych i obniżania cen na leki refundowane. Wówczas pojawiało się wiele głosów mówiących o tym, że doprowadzi to do zamykania placówek, a na całej operacji stracą głównie pacjenci. Tymczasem statystyki jasno pokazują, że zmiany nie wpłynęły na ilość działających aptek. Jak mówi Robert Gocał, prezes Kieleckiej Okręgowej Izby Aptekarskiej, teoretycznie rynek farmaceutyczny jest nasycony, więc pacjentom nie potrzeba więcej takich punktów. Nieco inaczej sprawa wygląda w praktyce. – Można na to patrzeć z dwóch stron. Rynek można uznać równie dobrze za przesycony, jak i nienasycony. Wszystko dlatego, że nie mamy dywersyfikacji aptek. Dużo z nich jest skupionych wokół centrów miast i miasteczek, a brakuje ich chociażby na peryferiach czy w małych miejscowościach. Wiąże się to jednak z opłacalnością prowadzenia ich w tych lokalizacjach oraz faktem, że w miastach „sieciówki” prowadzą inną politykę, bardziej atrakcyjną dla pacjentów. Ogólnie wydaje się jednak, że placówek jest na tyle dużo, by były w stanie zaspokoić potrzeby społeczeństwa. Co więcej, kolejne apteki sieciowe powstają w miejscach, gdzie nawet na logikę nie ma już dla nich racji bytu – ocenia Gocał.
Środowisko farmaceutów od lat wnioskuje więc o to, by skutecznie ograniczyć ilość aptek prowadzonych przez jednego przedsiębiorcę. Teoretycznie istnieje przepis mający zapobiegać monopolizacji rynku, ale obecnie łatwo go obejść. – Bardzo wiele dużych podmiotów tworzy spółki-córki albo przejmuje pojedyncze apteki lub mniejsze sieci z pominięciem Wojewódzkiego Inspektoratu Farmaceutycznego. Robią to na warunkach kodeksu handlowego i przejęcia spółek w całości. Wchłaniają je więc w swoją strukturę wraz z pracownikami, długami, majątkiem oraz wydanymi pozwoleniami. WIF nic o tym nie wie, a wszystko wychodzi na jaw na przykład przy okazji kontroli. Obecnie toczy się kilka postępowań w sądach administracyjnych w takich sprawach, ale ich rozstrzygnięcie jest zaplanowane na odległe terminy. Myślę jednak, że dojdzie w końcu do sytuacji, w której gracze sieciowi będą musieli wycofywać się z niektórych miejsc – prognozuje prezes KOIA.
Wydawać by się mogło, że coraz większe udziały „sieciówek” w rynku są wyłącznie bolączką małych aptekarzy, a dla pacjentów stanowią tylko korzyść wynikającą z atrakcyjnych cen. – To tylko pozory – ostrzega Robert Gocał. – Rywalizacja i konkurencja cenowa, którą obserwujemy teraz generuje koszty, które przecież trzeba będzie w końcu odrobić. Według mnie, jeżeli nie zatrzymamy trendu dążącego do monopolizacji rynku, to w sprzedaży leków dojdzie do sytuacji podobnej do tej, która miała miejsce w przypadku towarzystw ubezpieczeniowych. Kiedy małe apteki poupadają i pozostanie trzech-czterech największych graczy, to w końcu zasiądą do rozmów i ustalą, że nie muszą już z nikim walczyć – mówi Gocał.
Właśnie takiemu scenariuszowi mają zapobiec kolejne zmiany w prawie farmaceutycznym, które planuje wprowadzić rządząca ekipa. Ich projekt zakłada między innymi powrót aptek w ręce farmaceutów i wprowadzenie wskaźników demograficznych warunkujących możliwość uruchomienia kolejnej placówki.