PUBLICYSTYKA
W Kosowie mamy przyjaciół
Rozmowa z porucznik Katarzyną Rzadkowską z Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych w Kielcach.
Była pani na misjach wojskowych w Republice Kosowa.
Byłam tam na dwóch zmianach w 2016 i 2017, łącznie spędziłam w Kosowie cały rok, pracując na różnych stanowiskach. Misja w Kosowie nadal trwa.
Dlaczego w Kosowie jest potrzebne wojsko?
Jesteśmy tam od 1999 roku. Obecnie misja ma charakter pokojowy i polega na zapewnieniu bezpieczeństwa, poprzez działalność kompanii manewrowych oraz współpracę z policją i władzami. Jej celem jest wspieranie ich w zapewnieniu bezpieczeństwa oraz swobody poruszania się ludności cywilnej. Główne zadania spełniają więc jednostki odpowiedzialne za współpracę cywilno – wojskową, ponieważ jest tam na tyle bezpiecznie, że oddziały typowo bojowe odgrywają mniejsze znaczenie.
Jakie zadania wykonują tam nasi żołnierze?
Główny trzon polskiego kontyngentu znajduje się w bazie Novo Selo, gdzie stacjonują pododdziały bojowe (m.in. kompania manewrowa). One wyjeżdżają na patrole, szkolą kosowską policję, współpracują także z polskimi policjantami, którzy również stacjonują w Kosowie.
Jeśli chodzi o żołnierzy z Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych, to odpowiadamy za południową część Kosowa i mamy tam zespół łącznikowo-monitorujący. Jak sama nazwa wskazuje monitorujemy życie codzienne mieszkańców i jesteśmy łącznikiem między nimi a dowódcą. Spotykamy się z przedstawicielami władz lokalnych, policją, przywódcami religijnymi oraz ze zwykłymi ludźmi. Żołnierze z Kielc mieszkają w jednym domu wynajętym w gminie serbskiej od tamtejszych mieszkańców. Stanowimy więc odrębną bazę, w miejscowości Strpce, gdzie są tylko żołnierze z kieleckiej jednostki. Przed tym bydynkiem powiewa też polska flaga.
Jak lokalna ludność odnosi się do polskich żołnierzy?
Żołnierze CPdMZ mają pod swoją jurysdykcją trzy gminy, za które odpowiadają. W gminie, w której mieszkają większość stanowią Serbowie, natomiast dwie pozostałe, to gminy albańskie. Głównym naszym zadaniem jest zbieranie informacji. Musimy wiedzieć wszystko, co tam się dzieje. Ludność jest bardzo otwarta na żołnierzy. Możemy liczyć na spotkania i wszystkiego się dowiedzieć. Jeśli na przykład przypada jakieś ich święto, to jedziemy do popa, imama, burmistrza, pytamy, jak będzie ono obchodzone? Co będzie się działo? Czy będą jakieś zgromadzenia ludności? Taka wiedza jest potrzebna, nie po to, aby inwigilować tych ludzi, ale zapewnić im bezpieczeństwo. O zaufaniu do żołnierzy może świadczyć to, że jesteśmy zapraszani na te uroczystości. Potem relacjonujemy to naszym przełożonym.
Co na przykład ludność cywilna ceniła?
Chyba największym zainteresowaniem cieszyły się organizowane przez nas tak zwane białe soboty. Braliśmy polskiego lekarza, lekarza innej armii zaprzyjaźnionej oraz tamtejszego medyka i jechaliśmy do wioski, gdzie był utrudniony dojazd i nie było możliwości skorzystania z podstawowej opieki zdrowotnej. Nasi lekarze badali dzieci oraz ludzi, którzy przychodzili z różnymi schorzeniami. Takie działania były bardzo potrzebne, bo na tych wioskach panuje bieda i zacofanie. Jadąc tam, oprócz pomocy medycznej, przywoziliśmy też dary rzeczowe: żywność, odzież, środki chemiczne, które rozdawaliśmy ludziom. Spotykało się to z bardzo pozytywnymi reakcjami.
Byliście i nadal jesteście ambasadorami Polski w Kosowie...
Tak. Myślę, że jako żołnierze z CPdMZ jesteśmy ambasadorami nie tylko regionu świętokrzyskiego, ale całej Polski. Mając barwy biało-czerwone reprezentujemy cały kraj. Należy pamiętać, że po tym, jakie damy świadectwo, będzie odbierana cała Polska. Cieszę się, że u nas w CPdMZ dla wyjeżdżających na misje są prowadzone kursy ze świadomości międzykulturowej, negocjacji, gdzie faktycznie te umiejętności, można wykorzystać w praktyce będąc na misjach.
Czy na tej misji zdarzały się jakieś niebezpieczne sytuacje?
Nie przypominam sobie takich. Większe prawdopodobieństwo było, że mogło dojść do jakiegoś wypadku drogowego. Kosowo jest krajem górzystym. Są niebezpieczne zbocza. Jest dużo skał. W wąwozach są nawet znaki ostrzegające o spadających kamieniach. To bywało bardziej niebezpieczne. Raz w zimie wpadliśmy w poślizg, bo jechaliśmy wąską drogą. Pomógł nam młody mężczyzna, z którym nawiązaliśmy bardzo dobry kontakt. Nawet zaprosił nas do siebie do domu. Mieliśmy więc kolejnego przyjaciela, na którego mogliśmy liczyć. Natomiast nie było sytuacji, aby dochodziło do użycia broni.
Jakie są dokonania naszych żołnierzy w Kosowie?
Na przykład wspieramy tworzenie armii kosowskiej. Ponadto pomoc, którą niesiemy ma zawsze na celu danie lokalnej ludności przysłowiowej wędki, aby mogli sami złowić rybę. Na przykład dostarczaliśmy piece, ale oni muszą zapewnić ich funkcjonowanie. Pokazujemy, że można coś zrobić, ale oni muszą to dalej kontynuować.
Dziękuję za rozmowę
Katarzyna Bernat
Więcej w audycji: „Temat do rozmowy” w czwartek 21 lutego godz. 20.