PUBLICYSTYKA
Słońce Italii
Jej silne ramiona od zawsze były przyzwyczajone do ciężkiej pracy. Całe życie sprzątała. W pracy po obcych, a w domu po najbliższych. Jak nie sprzątała, to dźwigała torby z zakupami. Czasem tylko opierała się o miotłę, odpalając kolejnego ekstra mocnego, i marzyła o wielkim świecie z wenezuelskich telenowel.
Kryśka wychowała się na wsi. Z wyglądu ideał kobiety pozytywistycznej. Z charakteru również. Żadnej pracy się nie bała. Do miasta przyjechała za mężem. Wtedy był to dla niej wielki świat. Wybranek serca wydawał sięświetną partią. Staszek nie pił za często. Tylko teściowa mocno nieprzychylna, a i szwagier recydywista, ale nic to.
Nieustanna harówka
Na początku jeszcze jakoś szło. Potem Stach podupadł na zdrowiu. Została tylko jego renta, pensja sprzątaczki i dorastające dzieci do wychowania. Kryśka od męża nie mogła liczyć na więcej niż parę groszy z ZUS–u, które i tak szybko znikały. W trudnych czasach jej mężowi "pomagał" bowiem bardzo mocno "kochający" brat. Nauczył go nowego stylu życia – parkowego. Pokazał, gdzie wódka jest najtańsza i jak wyciągnąć pieniądze od ludzi, kiedy własnych już zabraknie.
Kryśka w tym czasie sprzątała na etat, gotowała, wychowywała dzieci, sprzątała poza etatem i znosiła złośliwą teściową. Ta upadku Stacha doszukiwała się w złej żonie i bliżej nieokreślonym fatum, ciążącym nad jej rodziną. Czasem Kryśka wyrywała się z domu i odwiedzała koleżankę. Jej również pomagała w domowych pracach. Często roniła przy niej łzy rozgoryczenia. Przecież miało być tak pięknie w tym wielkim świecie...
Południowe słońce
Lata mijały, dzieci dorosły, teściowa zmarła, a Stach nie przestawał pić. Kryśka straciła pracę. Wydawało się, że sytuacja jest beznadziejna, ale pojawiło sięświatełko w tunelu. Kobieta spakowała bez wahania jedną walizkę i wyjechała do Włoch. Miała tam być opiekunką starszego pana. To był dopiero wielki świat! – Bożenko, słuchaj tylko: jak tu ciepło, molto wszystkiego. Te frutti di mare też całkiem jadalne. Człowiek tutaj to chociaż wie, że żyje. Napracować się trzeba, ale niewiele więcej niż z miotłą, a wypłata w euro. Przyjadę na święta, to wszystko opowiem. Zdjęcia pokażę. Wiesz, tu jest nawet dużo Polek. Trzymamy się razem – przejęta relacjonowała koleżance przez telefon. – Bożenko, kończyć muszę, bo robota mi się pali. Ciao!
Tak, Kryśka odżyła. Na święta przyjechała opalona, pięknie ubrana i umalowana. Prawie nie do poznania. Wydawać by się mogło, że wróciła z wczasów, a nie po wyczerpującej pracy. Odwiedziła dzieci i wszystkie koleżanki – te bliższe i te dalsze. Było o czym mówić: o bogactwie, o słońcu, o pięknych krajobrazach i przystojnych Włochach. Do domu wracała właściwie tylko, żeby się przespać i ruszała w kolejne odwiedziny. Potem, tak jak parę miesięcy wcześniej, spakowała walizkę i wróciła do nowego wielkiego świata.
* * *
Tylko gdzie w tym wszystkim Stach? Zapomniany przez dzieci i okradziony z renty przez własnego brata kontemplował swój wielki świat w zaciszu parkowej ławeczki, z resztką taniego wina w butelce. Mimo że trunek był wręcz brutalnie polski, to widział w nim gorące słońce Italii i uśmiech żony, kiedy przysięgali sobie, że zawsze będą szli przez życie ręka w rękę. Dopił ostatni łyk i chwiejnym krokiem wrócił przespać się w pustym, zimnym domu.
Piotr Wójcik