PUBLICYSTYKA
Po prostu miodzio...
W powietrzu czuć już wiosnę. Ani się obejrzymy, gdy zawita w nasze progi. A wraz z nią rozpoczną swoją żmudną pracę... pszczoły.
Złote czasy współczesnego pszczelarstwa przypadają na lata 70. oraz 80. Cukier był na kartki, ale w naszym województwie istniało ponad 100 tysięcy rodzin pszczelich, którymi opiekowało się cztery tysiące pszczelarzy. – Wtedy praktycznie nie istniał import miodu do naszego kraju. Teraz, niestety, jest inaczej – wzdycha Edward Nowosielski, specjalista w Świętokrzyskim Związku Pszczelarzy.
Obecnie polski rynek zalewany jest miodem importowanym. Utrzymywanie pasiek zbliża się niebezpiecznie do granicy opłacalności, więc w ostatnich latach znacznie spadła liczba hodowców. W ubiegłym roku w naszym regionie było 40 tysięcy rodzin oraz 1488 pszczelarzy. Ale, uwaga! Te dane są optymistyczne. Bywało znacznie gorzej. Wygląda na to, że hodowla pszczół wraca do łask.
– Część pszczelarzy wykruszyła się z powodu wieku, a ich dzieci nie przejmowały interesu – opowiada Nowosielski. Teraz młodsze pokolenie zaczyna interesować się pszczelarstwem. Na przełomie 2013/2014 w Świętokrzyskiem odnotowano wzrost liczby pszczelarzy o 54 osoby.
Dla przyrody to tylko dobrze. Ceniony w środowisku pszczelarskim prof. Józef Banaszak ocenia, że pod względem zasobów naturalnych Polska jest w stanie utrzymać około sześciu milionów rodzin pszczelich.
Pszczela rodzina na własne potrzeby produkuje około 90 kg miodu rocznie. – Pszczelarz ograbia rodzinę, ale w zamian musi dać substytut w postaci syropu. O pszczołach trzeba pamiętać także podczas intensywnych deszczy. Jeżeli nie wychodzą dwa tygodnie na zewnątrz, przestają się rozwijać i słabną. Dodajmy do tego choroby, które czynią spustoszenia w pasiekach. Tego od razu nie widać, a gdy widać, to może już być za późno – wyjaśnia Nowosielski. Pszczoły narażone są na około 50 chorób, z którymi nie każdy pszczelarz sobie radzi.
Często pomocne okazują się preparaty dopuszczone przez departament weterynarii. Można liczyć także na wsparcie unijne oraz dopłaty do leków. – Ale decydującym czynnikiem jest wiedza pszczelarza. Przeciętnemu konsumentowi wydaje się, że wystarczy mieć ul i zasiedlić go pszczołami. Nie tędy droga. Na początku nakłady są duże, a zyski niewielkie. Nie każdy podoła – dodaje specjalista.
Wszelkie trudy i starania rekompensuje dobry miód. Zdaniem Nowosielskiego najlepiej kupować go u znajomego pszczelarza: – Nie wiem, czy miód w marketach jest dobry, bo nie mamy możliwości, żeby go sprawdzić w laboratoriach. Moim zdaniem wytrzymuje dolną granicę normy polskiej.
Jak w takim razie ocenić jakość miodu? Po samym wyglądzie nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Namacalnie sprawdzimy jedynie jego dojrzałość. Kiedy będziemy go wylewać z naczynia, powinien tworzyć się stożek. Tak, jakbyśmy sypali piasek.
Jeżeli nowe pokolenie będzie dbać o jakość miodu, o przyszłość pszczelarstwa możemy być spokojni. Pod warunkiem, że młodzi pszczelarze będzie pogłębiać swą wiedzę (na przykład w Pszczelej Woli, w której znajduje się jedyne w Polsce Technikum Pszczelarskie). I gdy już opanują teorię, łatwiej im będzie zmierzyć się z pszczelą praktyką.
Maciej Urban