Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Po drugiej stronie lady

czwartek, 29 grudnia 2016 16:16 / Autor: Tygodnik eM Kielce
Po drugiej stronie lady
Po drugiej stronie lady
Tygodnik eM Kielce
Tygodnik eM Kielce

Jedni jej nie znoszą, inni uwielbiają. Dla jednych to praca życia, a dla pozostałych tylko tymczasowy epizod. Praca za ladą. My, klienci, często nie myślimy o tym, jak świat wygląda z tej drugiej strony. A często wygląda zupełnie inaczej niż myślimy…

Piątek, parę minut po godzinie siódmej rano. Jeden ze świętokrzyskich sklepów spożywczo-przemysłowych. W kolejce czeka około dziesięć osób. Na końcu bardzo zniecierpliwiony mężczyzna. Kiedy przychodzi jego kolej i podchodzi do kasy, zamiast „dzień dobry” warczy: – Może zaczęłabyś się ruszać szybciej! Ludzie przez twoje ślamazarne ruchy stoją po kilkanaście minut w kolejce!  

Kasjerka z uśmiechem na twarzy tłumaczy się, wyjaśnia, ale to chyba nic nie daje. Mężczyzna najwidoczniej uznaje, że kasjerka jest wszystkiemu winna. „Do widzenia” też nie mówi. Czy tak jest codziennie? 

– Prawie – odpowiada pani Monika, sprzedawczyni. – Co prawda większość klientów jest bardzo miła i wyrozumiała, ale nie wszyscy. Zawsze znajdzie się ktoś, kto za wszystko wini kasjerów. Niektórzy traktują mnie jak przedmiot lub koleżankę, zwracają się do mnie na „ty” choć się nie znamy. 

Oj, ciężko…

Pani Monika pracuje w sklepie już cztery lata, ale nie o takiej pracy marzyła. – Skończyłam ekonomię. Myślałam, że znajdę zatrudnienie w swoim zawodzie. Niestety, nie udało się, dlatego jestem tutaj. Mam nadzieję, że niedługo się to zmieni. Szukam innego zajęcia – wyjaśnia.  

Jak się okazuje, nie tylko nieuprzejmi klienci i dobre wykształcenie motywują ją do poszukiwania innej oferty: – Najgorsze są wielkie pudła z cukrem, zgrzewki napojów i masa innych, ciężkich rzeczy do rozładowania, kiedy przyjdzie towar. Mam dopiero trzydzieści lat, a czuję się, jakbym miała co najmniej z sześćdziesiąt. Kręgosłup mi wysiada. Szefa to nie obchodzi. W ciągu tych czterech lat może tylko raz dał mi kogoś do pomocy przy rozkładaniu towaru.

Z podobnych powodów z pracy w sklepie zrezygnowała jakiś czas temu pani Karolina: – Kasjerką byłam kilkanaście lat, od momentu skończenia szkoły średniej.  Pracowałam w różnych miejscach. Nie będę zdradzać nazw, nie chcę mieć później nieprzyjemności. Nie mam dobrych wspomnień. Wielu osobom może się wydawać, że praca za ladą jest łatwa i przyjemna. Nic bardziej mylnego. Sprzedawca musi mieć oczy dookoła głowy, nerwy odcięte razem z pępowiną i sił tyle, co  Mariusz Pudzianowski. Śmieszne? Wcale nie. Kasjerka  nie tylko obsługuje klientów. Podczas moich zmian wiele razy musiałam przyjąć i rozłożyć towar, pilnować czystości, no i oczywiście obsługiwać. Najgorzej było, kiedy stałam za ladą sama. Wtedy nawet nie miałam czasu zjeść. W niedziele wcale nie robiło się luźniej. I to wszystko za najniższą krajową pensję... Tak nie dało się pracować. 

O rezygnacji myśli również pan Marcin. – Studiuję, więc dla mnie to tylko dorywcza praca – przyznaje. – Liczę na to, że znajdę coś w swoim zawodzie za przyzwoite pieniądze. Teraz oferują mi  jedynie najniższą krajową plus dodatki za pracę w niedzielę.  Nie wiem, czy z takiej pensji mógłbym utrzymać rodzinę. 

Ale da się żyć…

Pracę za ladą uwielbia za to Mirosława Augustyniak. – Jestem sprzedawcą od ponad trzydziestu lat. Nie wyobrażam sobie innego zajęcia – zapewnia. Obecnie pracuje w niewielkim sklepie ogólnospożywczym. Chwali przede wszystkim organizację pracy i współpracowników. – Tu jest naprawdę w porządku. Z szefem bez problemu można się dogadać i z pozostałymi pracownikami również. Klienci też z reguły są bezproblemowi. Owszem, czasami zdarzają się niemili, ale najlepszą radą jest uśmiech – przekonuje. 

Pani Mirosławie nie przeszkadza także to, że musi pracować w weekendy i święta. – Jak się lubi to, co się robi, to tak jest. Nigdy nie byłam na zabawie sylwestrowej, bo zawsze pracowałam. I robiłam to bardzo chętnie – uśmiecha się, jakby to coś zupełnie oczywistego.

Ale co na to rodzina? – Moja rodzina już przyzwyczaiła się, że ze mnie taki pracuś. Na początku było ciężko, mąż nawet przekonywał mnie, żebym zrezygnowała z pracy, bo on zarabia wystarczająco dużo, ale nie chciałam. Kocham rodzinę najbardziej na świecie, ale uwielbiam też swoją pracę. Dlatego tak sobie układam czas, by mieć czas na jedno i na drugie. I jakoś mi się udaje – podsumowuje.

***

A my, klienci, gdy staniemy przy ladzie, pomyślmy czasem o tym, że po jej drugiej stronie stoi ktoś, kto zamiast burczenia chętnie usłyszałby dobre słowo, a zamiast zmarszczonych groźnie brwi – uśmiech. I kupuje się wtedy przyjemniej.

Iwona Gajewska

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO