PUBLICYSTYKA
Pielgrzymka potrafi zmienić życie
Od postawienia pierwszego kroku podczas drogi na Jasną Górę, aż po ten ostatni przed Obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, każdy pątnik przeżywa emocjonalną sinusoidę. Ogromna radość, chwile wzruszenia i uniesienia, przeplatane są bólem oraz poświęceniem. Dwa tysiące pielgrzymów, pokonuje pieszo ponad 200km w ciągu siedmiu dni. Wszystkich łączy jeden cel. Intencja niesiona w sercu do Czarnej Madonny.
Niepewność
Dla mnie 36. kielecka piesza pielgrzymka na Jasną Górę była pierwszą w życiu. Uczestnicząc w inauguracyjnym wieczornym apelu, znajdując się w wiślickiej Kolegiacie mój umysł zalewały dziesiątki pytań. Ciekawość zmieszana z niepewnością.
– Jak będzie? Sam to musisz przeżyć. Nie da się opisać tego jak to wygląda. Każdy czuje co innego. Jest niepowtarzalnie – usłyszałem od przyjaciela, który namówił mnie do uczestnictwa. Dla niego była to szesnasta piesza pielgrzymka na Jasną Górę.
Zachwyt
Część odpowiedzi rodziła się sama. Od pierwszego dnia ogromny podziw wzbudzają ludzie. Każdy jest otwarty, serdeczny i pomocny. Każdy jest tu bratem lub siostrą. Pątnicy tak się do siebie zwracają i traktują. Wzajemny szacunek nie jest wynikiem kurtuazji, czy wyuczonej etykiety. Pomoc wypływała z ludzkiej dobroci. Z najprostszej chęci ułatwienia życia osobie siedzącej obok, którą często widzi się pierwszy raz w życiu. Od piątego do trzynastego sierpnia, w drodze na Jasną Górę ludzie są odarci ze swoich masek. Nie udają, nie próbują walczyć, udowadniać swoich racji.
Przeglądając zdjęcia pielgrzymujących pątników pierwsze co rzuca się w oczy, to cudowne widoki, które upiększają większość trasy. Droga na Jasną Górę nie jest jednak wycieczką krajoznawczą. Zdarzają się trudne momenty. Przeżywając chwile krytyczne w żarze słońca lub burzy, borykając się z własnym bólem i chowając pod nosem grymas bólu, niejednokrotnie zdaje się, że pokonanie tych kilku kilometrów zajmuje wieczność, a upragniony postój nie nastąpi nigdy. Pielgrzymka uczy charakteru.
Trudne momenty zawsze chowają się za pozytywnymi chwilami. Dobro otacza pielgrzymi trud codziennie. Ludzie wychodzą z własnych domów, aby choć przez chwilę dołączyć do modlitwy pątników, pokrzepić dobrym słowem, podać rękę. Na postojach mieszkańcy z uśmiechem na ustach chcę dzielić się przygotowanymi posiłkami i pomagać pielgrzymom w ich problemach.
Cierpienie
Zdarzają się jednak momenty krytyczne, kiedy przez głowę przemykają myśli: zatrzymaj się, już wystarczy. Ciało mówi stop, a kolejna kropla potu spływająca z czoła zdaje się przelewać czarę goryczy. Taki moment przeżywa każdy.
Przeżyłem go także ja. Z opuchniętą nogą szedłem już kolejny dzień i byłem tykającą bombą. Złowieszczo patrząc w ziemię pokonywałem wściekle kolejne metry. Przed oczami migały mi tylko białe pasy, które przeplatały się z niekończącą czernią asfaltu. Miałem dość ludzi, którzy mnie otaczali, dość głośnego śpiewu wydobywającego się z tuby. Dość porządkowych, którzy dbając m.in. o moje zdrowie ustawiali nas w kolumnie. Doszedłem do postoju biorąc głęboki oddech ulgi i myśląc: niech tylko nikt nie waży się do mnie odezwać. Mam was dosyć.
W tym właśnie momencie podszedł do mnie człowiek, którego widziałem pierwszy raz w życiu i powiedział: - Bracie, widziałem, że utykasz? Jeśli to bąble, to mam wymaz, który może pomóc. Mnie ratuje na trasie już kolejny raz. I zanim zdołałem wydobyć z siebie słowo, podeszła do mnie kolejna osoba: - Widziałem, że bratu ciężko. Proszę bardzo, przyniosłem kompot, żebyś nie musiał się fatygować.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. W momencie przejawu mojej największej wściekłości spadło na mnie tyle dobra, że zasiadłem z ogromnym rumieńcem wstydu na ziemi patrząc bez ruchu w jeden punkt. Taka jest właśnie pielgrzymka. Wciąż zaskakuje i uczy pokory.
Wzmocnienie
- Czas już wyznać swoje grzechy. Czas pojednać się z Bogiem, powiedzieć o tym, co nas niszczy. Bo tutaj na ziemi człowiek duchowo może być trupem. Nasze serce może być trupem – mówił podczas homilii w Gnieździskach, ksiądz Grzegorz Nowak.
To były mocne słowa. Oddziaływały na mnie tak silnie, że idąc przez odcinek leśny pomiędzy Gnieździskami a Bukową, gdy zgodnie ze zwyczajem każdy milczał, w mojej głowie rozbrzmiewało tylko jedno zdanie powtarzane po stokroć: - Nie chcę być trupem. Dziś mogę powiedzieć, że to dzięki tej homilii w końcu przystąpiłem do sakramentu pokuty.
Nie byłem jedyny. Pielgrzymka dla każdego jest przede wszystkim wielkim duchowym wsparciem. Po siedmiu dniach marszu, każdy wreszcie staje się pod obrazem Pani Jasnogórskiej i mając w głowie setki wspaniałych wspomnień, a przede wszystkim intencję w sercu, dla której każdy pątnik pokonał sławetne „200 km szczęścia”, ludzie opuszczają to miejsce odmienieni - pogodzeni z Bogiem, wzmocnieni duchowo codzienną modlitwą, dzięki konferencjom, apelom a przede wszystkim Mszy Świętej.
Idąc alejami Najświętszej Maryi Panny byłem pewien, że znajduje się w odpowiednim miejscu i czasie. Widząc tych wszystkich ludzi i siebie, wierzę, że każdy z nich przełoży pielgrzymi trud na codzienne życie. Wierzę, że to dobro nie zostanie zaprzepaszczone.
Krzysztof Węglarczyk