PUBLICYSTYKA
Na dobre i na złe
W Dzień Świętego Walentego młodzi zakochani wręczają sobie prezenty i wyznają miłość. Często jednak te deklaracje okazują się powierzchowne. Ale przedstawione przez nas historie par udowadniają, że prawdziwa miłość potrafi w dobrej kondycji przetrwać kilka dekad.
Dar od Boga
W kwietniu minie 51 lat od dnia, w którym Elżbieta i Bogumił Festerkiewiczowie wzięli ślub kościelny. Znają się 10 lat dłużej. – Miał oczy spłoszonej sarny. Pamiętam je do dziś – wspomina ze śmiechem pani Elżbieta. – Można z nim było porozmawiać dosłownie na każdy temat. Chodziliśmy do kina na bajki, woził mnie na ramie roweru. To były zupełnie inne czasy. Mieliśmy w głowie zupełnie inne rzeczy niż dziś mają młodzi.
Państwo Festerkiewiczowie zgodnie twierdzą, że nie ma recepty na to, jak przeżyć z sobą w zgodzie tyle lat. – To łaska od Pana Boga. W życiu trzeba postępować tak, by nikt nie płakał z naszego powodu. My przez życie idziemy jedną ścieżką, ale nie obok siebie, tylko razem. Wiadomo, że każdy żyje swoim życiem, ale trzeba widzieć potrzeby tej drugiej „połówki”. Mąż w niczym mnie nie blokuje, niczego mi nie zazdrości. Cieszymy się ze swoich osiągnięć, sukcesów i pasji. Nie byłoby mnie, gdyby nie on – mówi pani Elżbieta.
– Trzeba się wzajemnie wspierać, pomagać w spełnieniu marzeń, rozmawiać. Miłość na początku jest trochę szalona, ale potem zaczyna dojrzewać. Nasze uczucie jest dziś zupełnie inne niż kiedy się poznaliśmy, znacznie głębsze, wchodzi na inne płaszczyzny. Cały czas opiera się jednak na dobrym, solidnym fundamencie – dodaje pan Bogumił.
Państwo Festerkiewiczowie cieszą się każdym wspólnym dniem i proszą Boga o to, by było ich jak najwięcej.
Dotrzymać przysięgi
Jan i Maria Rafalscy poznali się 43 lata temu. Mówią, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. – Spotkałam go na studiach. Siedliśmy razem na pierwszych zajęciach i tak już zostało.
Od tego czasu dzielą swą wspólną pasję, jaką jest literatura. Razem przebrnęli przez studia, choć pani Maria twierdzi, że napracowała się na nich dużo więcej. – Janek bywał leniwy, co zresztą pozostało mu do dziś. To ja wszystko skrzętnie notowałam, wypożyczałam lektury z biblioteki, pilnowałam go, by uczył się do egzaminów – wspomina.
– Ja za to dbałem, by nauki nie było za dużo. Zawsze próbowałem wyciągnąć Marysię na lody albo spacer. Byle tylko nie ślęczeć nad notatkami – dodaje, śmiejąc się Jan.
Pobrali się jeszcze w trakcie studiów, a rok po obronie na świat przyszedł wymarzony syn. – Wydaje mi się, że teraz zbyt wiele przychodzi zbyt łatwo. Może wtedy łatwiej było o pracę, ale teraz żyjemy w świecie, w którym promuje się przede wszystkim konsumpcjonizm. Miłość zaczęła być traktowana na podobnych zasadach, jak ubranie czy sprzęt elektroniczny. Jak tylko coś zaczyna szwankować, wymieniamy to na nowe. Nas nauczono dotrzymywać składanych przysiąg. Jeśli mówi się komuś, że będzie się z nim na dobre i na złe, w dostatku i w biedzie, to trzeba się tego trzymać – mówi pani Maria.
Jej mąż dodaje, że aby móc dotrzymywać składanych sobie obietnic, najpierw trzeba się bardzo dobrze poznać: – Trzeba wiedzieć, czego druga osoba chce. Znać jej potrzeby, wiedzieć, co ją wzrusza, czego pragnie, o czym marzy i czego się obawia. Nie wystarczy powierzchowna znajomość.
Poskromić złośnicę
Początkowo nie darzyli się zbytnią sympatią, ale – jak mówią – kto się czubi ten się lubi. Katarzyna i Grzegorz Nowakowie poznali się w pracy. –Byłem kierowcą, a ona przyszła zaraz po studiach na stanowisko kadrowej – wspomina pan Grzegorz. – Kasia chyba chciała nam pokazać, że nie da sobie wejść na głowę. Młodziutka dziewczyna, która miała pracować z samymi mężczyznami, musiała zaznaczyć, że ma silną osobowość. I zaznaczała. Chwilę po ósmej zabierała listę obecności. Kto się spóźnił, ten miał problem. Pilnowała, czy nikt się nie urywa z pracy przed czasem.
– Musiałam trochę poudawać zołzę, bo przecież nikt by mnie nie słuchał – śmieje się pani Katarzyna. – A Grzesiek bardzo chciał przełamać lody i wytrwale starał się mnie zaprosić na kawę. Ja zaś bardzo długo mu odmawiałam. No, ale od początku nie był mi obojętny, więc w końcu się zgodziłam.
Potem przyszedł czas na ślub i meblowanie wspólnego mieszkania, które wkrótce rozbrzmiewało szczebiotem dwójki dzieci. Tak przeżyli z sobą już 41 lat. Zgodnie oceniają, że kiedyś zakochani bardziej się o siebie starali. – Teraz, kiedy łatwo się ze sobą wiążemy, jeszcze łatwiej przychodzi nam rozstanie. Młodzi często mylą miłość z fascynacją i podejmują pochopne, nieodpowiedzialne decyzje, zarówno wiążąc się z sobą, jak i rozstając. To fatalne w skutkach. Dlatego mamy tyle rozwodów – ocenia pani Katarzyna.
***
Choć wszystkie pary zgodnie przyznają, że nie ma gotowej recepty na niegasnącą przez dekady miłość, to kilka wątków przewija się przez wszystkie trzy opowieści. Po pierwsze, trzeba dobrze poznać swoje potrzeby, atuty i słabości, a potem podjąć wspólną, odpowiedzialną decyzję. Po drugie, należy się wzajemnie szanować i nie zrażać drobnymi sprzeczkami. A po trzecie, miłość jest nie tylko sztuką brania, ale przede wszystkim dawania. Dawania jak najwięcej dobrego od siebie.
– Jest taki bardzo mądry cytat z Gałczyńskiego – mówią państwo Festerkiewiczowie. – „Nie wystarczy pokochać, trzeba jeszcze umieć wziąć tę miłość w ręce i przenieść ją przez całe życie”.
Piotr Wójcik