Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Na całe życie

niedziela, 12 lutego 2017 14:38 / Autor: Tygodnik eM Kielce
Na całe życie
Shutterstock | HDesert
Na całe życie
Shutterstock | HDesert
Tygodnik eM Kielce
Tygodnik eM Kielce

Wzrasta liczba zawieranych małżeństw w Kielcach. – W 2014 roku udzieliliśmy 1050 ślubów, w 2015 było ich 1086, a w 2016 już 1159 – mówi Albert Warzyński, zastępca kierownika Urzędu Stanu Cywilnego w Kielcach. Takie dane cieszą, ale czy równie optymistycznie wygląda wspólne życie?

Za kilka dni przypada dzień świętego Walentego, czyli dzień zakochanych. Mamy więc doskonałą okazję, by popatrzeć, jak wygląda nasze życie, zwłaszcza małżeńskie.

Miłość to nie pluszowy miś…

Ponad trzy lata temu sakramentalne „tak” powiedzieli sobie Olga i Michał Goszczyńscy. – To był piękny, słoneczny dzień. Pomyśleliśmy, że to dobry znak – wspomina Olga. Jak oceniają decyzję o zawarciu małżeństwa? – Znaliśmy się na długo przed ślubem. Ale tak naprawdę dopiero po nim zaczęliśmy poznawać siebie nawzajem i poznajemy się właściwie każdego dnia. Przeszkody pojawiają się często, ale wiemy jedno: warto było – mówią zgodnie.

Państwo Goszczyńscy mimo niewielkiego stażu wiedzą, jak bardzo ważne są ciągłe starania i pielęgnowanie miłości. – Miłość nie polega tylko na miłych słówkach i prezentach. To nie pluszowy miś, jak mówią słowa znanej piosenki. Owszem, oznaki uznania i pochwały też są ważne, bo powinniśmy doceniać siebie za to, co najlepsze. Ale najważniejsze jest, by wszystko robić dla wspólnego dobra – uważa Olga.

Pytam, co cenią w sobie najbardziej. – Podziwiam żonę przede wszystkim za to, że potrafi pogodzić pracę i naukę z wielką troską o nasze małżeństwo i syna – przyznaje Michał.

– Kocham męża takim, jakim jest. Dzięki niemu czuję się bezpiecznie. Jest odpowiedzialny, sumienny i zaradny – odpowiada Olga.

Bóg na pierwszym miejscu

Nieco dłuższym stażem małżeńskim mogą pochwalić się Paulina i Grzegorz Toporkowie, rodzice Gabrysi, Marysi i Asi. 30 kwietnia tego roku będą świętować 12. rocznicę ślubu. Doskonale pamiętają dzień, w którym spotkali się. – To było przed pielgrzymką do Częstochowy. Ja szłam drugi raz, a on i jego przyjaciele pierwszy, więc chcieli zdobyć informacje z pierwszej ręki. Na trasie mieliśmy czas na lepsze poznanie się. Pamiętam nawet moment i miejsce, w którym pomyślałam: "To jest facet dla mnie" – wspomina Paulina.

– A na pierwszą oficjalną randkę umówiliśmy się 11 września 2001 roku – uzupełnia z uśmiechem Grzegorz.

Jak przyznają, po ślubie w ich życiu wiele się zmieniło, ale na lepsze. –Dla nas małżeństwo to szansa na budowanie czegoś trwałego i bezpiecznego, bez strachu, że ktoś się rozmyśli. Żadne z nas nie chciałoby się cofnąć, wrócić do początku. Teraz, po tych prawie 12 wspólnych latach, jest jeszcze lepiej. Trochę tak, jakby każdy rok dodawał pięterko do naszego wspólnego domu. A domek jest coraz okazalszy i widok z niego coraz piękniejszy – mówi Paulina.

Państwo Toporkowie są bardzo szczęśliwi, ale podkreślają, że o szczęście muszą starać się każdego dnia. Przyznają także, że mieli w małżeństwie trudne chwile. – Ostatnie pół roku było dla nas niełatwe. Wpadliśmy w wir obowiązków, czasami nie umieliśmy odpuścić. Staliśmy się przez to zmęczeni i nerwowi. Na szczęście powoli wychodzimy z dołka – tłumaczy Paulina.

A jak sobie z tym radzą? – Staramy się spędzać więcej czasu razem, tylko we dwoje. Kiedy się nie widzimy, próbujemy jak najczęściej do siebie dzwonić. Ale chyba najważniejsza jest modlitwa, choć kiedy mamy do siebie jakieś „ale”, trudniej o tę wspólną, małżeńską. Zawsze jednak pozostaje Eucharystia i znak pokoju, modlitwa z dziećmi czy osobista. Modlitwa pomaga odzyskać właściwe spojrzenie – dodaje.

Wszędzie razem

Mariola i Mirosław Wojciechowscy mogą wiele powiedzieć o tym, co zrobić, by małżeństwo było szczęśliwe. Przeżyli ze sobą ponad 30 lat. Mają dwie zamężne córki i wnuczkę. Nie widać po nich zmęczenia czy znudzenia. Wręcz przeciwnie: ma się wrażenie, że dopiero co się w sobie zakochali. Są radośni, patrzą na siebie z wielkim uczuciem i życzliwością. Potrafią zarazić niesamowitą energią, a w ich domu czuć wiele ciepła i miłości. Jak to robią?

– Od początku towarzyszy nam Bóg. Jeszcze przed ślubem razem uczestniczyliśmy w Eucharystii. Tak pozostało – odpowiadają zgodnie.

Ich ślub również był wyjątkowy. – Pobraliśmy się 6 sierpnia 1984 roku podczas pielgrzymki na Jasną Górę. To było moje pragnienie i Miruś się zgodził. Zgodzili się także rodzice. Dla nas nie liczyła się zabawa i rozgłos. Najważniejsze było to, że pobierzemy się przed Bogiem – wspomina pani Mariola.

Nie wszystko jednak było tak, jakby chcieli. – Ślub wzięliśmy po mojej przysiędze wojskowej, więc musiałem odbyć służbę. Przez dwa lata żyliśmy oddzielnie. Widywaliśmy się bardzo rzadko. Nadrabialiśmy listami. Mariola wysyłała mi je co trzeci dzień. Były bardzo długie, koledzy z wojska żartowali, że żona przysyła mi książki – wspomina pan Mirosław.

W międzyczasie pani Mariola miała poważne problemy ze zdrowiem. – Lekarze podejrzewali ostrą białaczkę. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Bóg przywrócił mi zdrowie – opowiada.

Rozłąka i problemy nie zniszczyły ich uczucia, wręcz przeciwnie. – Myślę, że one nas umocniły i wiele nauczyły. Tęsknota spowodowała, że kiedy wyszedłem z wojska, nie chcieliśmy się w ogóle rozstawać. Wszędzie chodziliśmy razem. I tak zostało do tej pory. Staramy się jak najwięcej czasu spędzać wspólnie, bardzo dużo ze sobą rozmawiamy. Zawsze mamy o czym – opowiada pan Mirosław.

– Oczywiście jakieś małe sprzeczki się zdarzają, ale nigdy nie mieliśmy kryzysu. Nigdy nie mieliśmy dość małżeństwa. Kiedy się pojawiały wątpliwości, od razu staraliśmy się je rozwiązywać. Ale nie krzykiem czy pretensjami, a szczerą rozmową – wtrąca pani Mariola. – Myślę, że tam, gdzie jest miłość, modlitwa i zaufanie Bogu, tam jest szczęśliwe małżeństwo.

Iwona Gajewska

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO