Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Dzię–ku–je–my!

piątek, 03 czerwca 2016 11:12 / Autor: Tygodnik eM
Dzię–ku–je–my!
Dzię–ku–je–my!
Tygodnik eM
Tygodnik eM

Do bram raju dobijali się od kilku lat. Bez niepotrzebnego pośpiechu, spokojnie i konsekwentnie. Zwycięstwo w niesamowitym, choć pozbawionym sensu z punktu widzenia sportowej logiki, finale można rozpatrywać w kategoriach cudu. Co nie zmienia faktu, że puchar po prostu należał się Vive.

Dwanaście lat trwała dominacja drużyn z Hiszpanii i Niemiec w najważniejszych klubowych rozgrywkach w Europie. I choć zapowiadało się, że sezon 2015/2016 w końcu przerwie tę hegemonię, to bardziej stawiano na zwycięstwo wspieranych przez petrodolary gwiazd Paris Saint Germain lub węgierskiego Veszprem, które już w zeszłym roku zagrało w finale Final Four. Potwierdzały to typy bukmacherów. Na zwycięstwo PSG w Kolonii stawiano zaledwie 3 złote, na kielecką drużynę – aż 9 złotych.

Generał

Dlatego też po losowaniu par półfinałowych wielu ekspertów oraz kibiców miało nietęgie miny. Wydawało się, że pech nie chce opuścić Vive, bo po raz trzeci w historii startów w Final Four kielecka drużyna mierzyła się z faworytem. Jednym z nielicznych, który nie zwracał uwagi na wielkie nazwiska paryżan, był prezes Bertus Servaas. Powtarzał, że marzy mu się finał Vive Tauron Kielce – Veszprem i że jesteśmy w stanie pokonać zespół prowadzony przez Zvonimira Serdarusicia. Jego wymarzony scenariusz spełnił się w stu procentach.

Jak to się stało, że klub, który dysponuje mniejszym budżetem niż chociażby Flensburg, Barcelona, PSG czy nawet Vardar, wygrał Ligę Mistrzów? Servaas przyjechał do Polski na początku lat 90. i z przyjacielem otworzyli hurtownie odzieży używanej. Ze sportem zawsze miał wiele wspólnego. W młodości grał w młodzieżowych drużynach Ajaxu Amsterdam, a jego idolem był Kazimierz Deyna. W kielecką piłkę ręczną zainwestował w 2002 roku, gdy ze sponsoringu klubu wycofał się Krzysztof Klicki. Zespół zmienił nazwę z Kolporter Kielce na Vive Kielce. Holender zaczął powoli budować potęgę. Pierwszym wyraźnym sygnałem, że chce odnosić sukcesy także na europejskim podwórku było zatrudnienie Bogdana Wenty. Jedna z najbardziej utytułowanych postaci w historii polskiego handballu pokazała kierunek, w którym kielczanie muszą iść, żeby zwyciężać z największymi. Wenta Ligi Mistrzów nie zdobył, ale doprowadził Vive do pierwszego, historycznego Final Four, w którym kielczanie zajęli trzecie miejsce. Jednak formuła jego pracy z zespołem stopniowo się wyczerpywała. W styczniu 2014 roku następcą Polaka został Tałant Dujszebajew.

… i jego armia

Kirgiz jest urodzonym zwycięzcą. Jako zawodnik i trener zdobył wszystko, co tylko jest możliwe. To profesjonalista w każdym calu. Wystarczy wspomnieć, że zaledwie po dwóch miesiącach pracy był w stanie rozmawiać z dziennikarzami po polsku. Niezwykle impulsywny na ławce trenerskiej. Potrafi bez wahania zrugać największe gwiazdy, ale jego charyzma jest tak ogromna, że zawodnicy pójdą za nim w ogień. I na odwrót. Gdy podczas sezonu jeden z dziennikarzy skrytykował Mateusza Kusa, Dujszebajew osobiście do niego zadzwonił i wytłumaczył w dosadny sposób żurnaliście, dlaczego się myli. Servaas zaufał mu bezgranicznie, a Dujszebajew stworzył wyrachowanych kilerów, którzy potrafią z każdej sytuacji wyjść zwycięsko.

Zasłużyli na taki finał

– Gdy w 46. minucie przegrywaliśmy 19:28, powiedziałem pół żartem, pół serio, że jeśli zmniejszymy dystans do pięciu bramek, to później doprowadzimy do dogrywki i wygramy w karnych – śmiał się po finałowym meczu prezes Vive.

Nikt nie mógł sobie wymarzyć piękniejszego triumfu. – W Polsce uważano, że jesteśmy gorsi od PSG czy Veszprem. Zbyt często nie potrafimy uwierzyć w siebie. Prezes Veszprem powiedział mi, że w finale woleli zagrać z Paris Saint Germain niż z nami – dodaje Servaas. Część zawodników zdawało sobie sprawę, że turniej w Kolonii to prawdopodobnie jedna z ostatnich szans na zdobycie Pucharu Europy. Dlatego pojechali tam głodni sukcesu. Teraz mogą odchodzić w chwale. Tak jak Ivan Cupić, Marin Sego, Denis Buntić czy Grzegorz Tkaczyk, którzy pożegnali się z Kielcami.

Żaden z nich nie chciał za wiele mówić na wtorkowej wielkiej fecie na kieleckim Rynku. Było widać wielkie wzruszenie w ich oczach. Tkaczyk nie wytrzymał i uronił łzy przy kilkunastu tysiącach kibiców. – To, że Was kocham, to wiecie. Nigdy nie grałem przed taką publicznością – mówił. Były kapitan kieleckiego zespołu zostanie jednak w klubie. I to kolejna mądrość Servaasa – budując wielki klub, skupia wokół niego osoby, które kochają go tak samo bardzo jak on.

Piotr Natkaniec

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO