Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Co z tym rzemiosłem?

piątek, 16 lutego 2018 17:50 / Autor: Tygodnik eM Kielce
Co z tym rzemiosłem?
Co z tym rzemiosłem?
Tygodnik eM Kielce
Tygodnik eM Kielce

„W kapeluszu życie jest piękniejsze” – mawiała Hanka Bielicka. Dzisiaj w Kielcach tylko Eliza Kwiatek prowadzi zakład modniarski. A kapelusze… Mało kto je nosi. Podobnie jak futra. Parasolki i zegarki kupimy w każdym supermarkecie. Kreacje szyte na miarę to przeżytek. Może tylko szewcy wciąż zelują buty. Czy tradycyjne rzemiosło umiera?

W Kielcach nikt się nie pali się do pracy w zakładzie zegarmistrzowskim. – Ostatniego ucznia miałam dziesięć lat temu – rozkłada ręce Małgorzata Fijałkowska, zegarmistrz z ulicy Dużej. Przejęła rodzinną firmę po tacie. – Z zawodu jestem nauczycielem, ale od dziecka kocham zegary. Pamiętam, jak tato uczył nas sztuki naprawy, dając nam najpierw do rozbierania budziki, a później malutkie ręczne zegarki. Zegarmistrzostwo jest jak chodzenie po linie w cyrku. Trzeba być cierpliwym i uważnym. W naszym mieście jest jeszcze sporo zegarmistrzów, ale są takie, w których nie ma żadnego. A szkoda, bo zegarek to rzecz niezwykła – mówi pani Małgorzata.

Najczęściej reperuje czasomierze z przełomu lat 40. i 50. ubiegłego wieku. Mechanizmy z lat 70. i 80. były jeszcze robione z dobrego stopu. Te dzisiejsze, nawet mechaniczne, nie przetrwają długo. – Jak nas, starych zegarmistrzów zabraknie, to zegarki z duszą trzeba będzie reperować w Szwajcarii – uśmiecha się gorzko.

Książki i futra są passe…

Czy ktoś dziś oprawia prace magisterskie? – Nikt. Nie oprawia się nie tylko prac magisterskich, ale i doktorskich – twierdzi Ireneusz Solecki, mistrz introligatorstwa z ulicy Sienkiewicza. – Jestem na emeryturze i przychodzę do zakładu z sentymentu, a syn wybrał własną drogę. I dzięki Bogu, bo dzisiaj introligator to zawód wymarły. Przychodzą do mnie tylko kolekcjonerzy, którzy chcą oprawić pojedyncze egzemplarze książek. A i książki coraz mniej ludzi szanuje.

Trudno znaleźć też zakład krawiecki. – Kto by tam chciał szyć ubrania na miarę, proszę pani. W sklepach można dostać kreacje od najlepszych mistrzów. Wystarczy mieć pieniądze – mówią kieleccy mistrzowie krawiectwa. Ale dobrze się mają niewielkie punkty krawieckie proponujące poprawki: skracanie, przeszywanie, dopasowywanie, wszywanie. Kiedyś pełno było domowych krawcowych. Teraz panie nawet z przyszyciem suwaka biegną do krawcowej.

Podobnie jest z futrami. – Co raz mniej dzisiaj elegantek w prawdziwych futrach, bo są passe – mówi Wiesława Kuklewska, właścicielka zakładu kuśnierskiego przy ulicy Seminaryjskiej. – Pani wie, ekologia. Pewnie, że panie przynoszą cenne futra do reperacji, ale nowych prawie nikt nie zamawia. Czarno to widzę. Jak zamkną rodzime fermy, to futra będziemy sprowadzać z zagranicy. Jestem już na emeryturze. Od 30 lat prowadzę zakład w tym miejscu, ale tak kiepsko jeszcze nie było. Chciałam, żeby moja synowa przejęła rodzinną firmę, ale po kilkumiesięcznej praktyce zrezygnowała. Było mi przykro. A mój zakład? Opłaca mi się go prowadzić tylko dlatego, że mam emeryturę.

Mówi się, że szewcy to ginący zawód. I faktycznie, jest ich w mieście jak na lekarstwo. Ale ci, którzy są, mają pełne ręce roboty. – But butowi nierówny, lubimy dobre i ładne, nosimy je latami. Każdy chce mieć choć jedną parę porządnych butów – mówi mistrz Marcin Madetko, szewc z ulicy Paderewskiego. – W ostatnich latach miałem 15 uczniów. Wszyscy założyli własne zakłady szewskie i nadal je prowadzą. Obecnie dwie osoby uczą się u mnie szewstwa i idzie im doskonale.

Sklepik z opowieściami

Przy ulicy 1 Maja, tuż za rondem Herlinga-Grudzińskiego, wieczorami zapala się kolorowy neon w kształcie parasolki. Wystarczy wejść w bramę i otworzyć drzwi, by przenieść się do dawnych Kielc. To jedno z trzech miejsc w Polsce, w których naprawia się parasole. Podobne są tylko w Warszawie i Krakowie. W środku pełno ludzi. Starsza pani pokazuje stareńką zdezelowaną parasolkę, w której trzeba zmienić pokrycie. – Może już nie warto w nią inwestować. Trzeba kupić nową – sugeruje kobiecie Katarzyna Bator, parasolniczka. Ale klientka denerwuje się: – Co też pani mówi. Ja ją kocham!

– Najstarszą parasolkę, którą reperowałam, zrobiono w 1937 roku. Piękna, z wytworną cieniutką rączką i zgrabnym, ale spłowiałym ciemnozielonym pokryciem z tafty. Dziewczyna odziedziczyła ją po babci i zapragnęła zreperować. Z kolei ten parasol ma z 50 lat, a druty jak nowe, bo stalowe – pani Katarzyna rozkłada duży czarny parasol z przedziwnym gwieździstym ułożeniem stelaża i kościaną rączką. – Niektóre z tych przedmiotów mają swoją historię. Przyszła kiedyś do nas starsza pani, żeby zreperować dobry, stary parasol. Opowiadała, że to pamiątka po absztyfikancie, który odszedł wiele lat temu. Śmiała się, że tylko tyle jej po nim zostało. Przychodzą matki i żony, które traktują parasole jak pamiątki po zmarłych synach i mężach.

Pani Katarzyna uważa, że parasolka świadczy o człowieku: – Minął już boom na tanie parasolki z supermarketu. Trochę przyczyniła się do tego Magda Gessler, która w swoim programie często występuje z pięknymi markowymi parasolkami. Po takim programie przychodzą do mnie panie i pytają o takie same. Cóż mam robić? Sprowadzam im takie parasolki.I jeszcze zajrzyjmy do modystki. Niemal 60-letnią tradycję ma zakład kapeluszniczy pani Elizy Kwiatek przy ulicy Dużej. Sama robi kapelusze, na miarę. To ostatnia modystka w mieście. Nie ma uczniów. Załóżmy więc ten piękny filcowy kapelusz w kolorze świeżo wyłuskanego kasztana. Wygląda bardzo elegancko… ale nie pasuje do pikowanej kurtki. I musi powędrować na półkę.

***

Jan Pazdur w Dziejach Kielc pisze, że według statystyk w 1925 roku w Kielcach było 745 zakładów rzemieślniczych, zatrudniających 2850 osób. Ile jest teraz? – Któż to wie. Nie ma izby zrzeszającej wyłącznie rzemieślników. Nie ma kursów mistrzowskich. Wolość Tomku w swoim domku – tłumaczy Krzysztof Orkisz, prezes Izby Rzemieślników i Przedsiębiorców w Kielcach. – Występowaliśmy do władz o stworzenie takiej izby, ale nam odpisano, że to za duża różnorodność. Kiedyś rzemieślnik to był pan, mistrz, a teraz proszę pani, każdy może otworzyć zakład.

Dorota Kosierkiewicz

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO