PUBLICYSTYKA
Michał Koterski: Bóg się mną zaopiekował


Rozmowa z Michałem Koterskim, aktorem, prezenterem telewizyjnym i satyrykiem
– Przez wiele lat zmagał się pan z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu. Kiedy pan uznał, że potrzebuje pomocy Boga?
– Myślę, że zawsze szukałem w Nim pomocy, jak chyba każdy z nas. Niedawno uczestniczyłem w programie „Agent”, w którym brało udział wielu zadeklarowanych niewierzących, ale kiedy przyszło do skoku z przepaści, każdy z nich się przeżegnał. Myślę, że moja potrzeba Boga nie miała wiele wspólnego z uzależnieniem, bo każdy z nas chce mieć przy sobie kogoś, kto go nie odrzuci, będzie kochał bezwarunkowo i wysłuchiwał bez udzielania zbędnych rad. To pragnienie było w moim życiu od najmłodszych lat. Potrzebowałem Boga, bo czułem się z Nim bezpiecznie i wiedziałem, że mnie rozumie.
– Jakie relacje ma pan teraz z Panem Bogiem?
– W każdej relacji potrzebna jest ciężka praca. Mam poczucie, że Bóg był w moim życiu zawsze, tylko ja o tę relację nie dbałem. On dbał, wyciągał do mnie rękę, a ja nigdy nie szedłem drogą, którą On mi proponował. Zawsze chciałem kierować swoim życiem. Dziś myślę, że chodzi o to, by puścić tę kierownicę i przekazać ją Bogu. Kiedy się na to zdobyłem i zacząłem pracować nad relacją z Nim, poukładał moje sprawy. Dziś mam fajną rodzinę, spełniam się zawodowo, mam syna, narzeczoną, a w moim życiu zagościła miłość nie tylko do Boga, ale i do mojego dziecka, taka bezwarunkowa, jaką otacza nas Bóg Ojciec.
– Angażuje się pan w wiele akcji i spotkań religijnych, na których mówi o swoim nawróceniu i swojej wierze. Dlaczego?
– Myślę, że to przychodzi samo. Bywają takie momenty, że nie jestem w stanie o tym mówić, bo nie uważam się za znawcę Biblii, religii czy Boga. Mogę jedynie dzielić się własnym doświadczeniem. Czuję się w pewien sposób do tego zobowiązany za wszystko, co mnie spotkało w życiu, i za to, że jestem zdrowy, żyję, mam rodzin_ę i pracę. Bóg mnie tak poprowadził, żebym mógł się spotykać z ludźmi i dzielić doświadczeniem. To tylko tyle, ale czasami aż tyle, bo może ktoś z tego doświadczenia zaczerpnie i zmieni coś w swoim życiu. Każde takie spotkanie jest dla mnie równie ważne, bo oznacza również pracę nad relacją z Bogiem i przypomina o niej. Mówię o tej relacji głośno i dzięki temu nie dzieje się ona tylko w moich myślach, umacnia się. Lubię taką opowieść, jak człowiek pyta Chrystusa: „Gdy miałem w życiu problemy, widziałem na piasku tylko pojedynczy ślad stóp. Dlaczego?”. Chrystus odpowiada: „Bo wtedy ciebie niosłem”. Myślę, że w tych trudnych momentach to właśnie On niósł mnie na swoich plecach.
– Czy łatwo jest mówić panu o tym wszystkim? Zapewne wielu wciąż patrzy na pana przez pryzmat burzliwej przeszłości…
– Niełatwo, dlatego unikam wypowiadania się w mediach na temat swojego uzależnienia. Nie dlatego, że się wstydzę. Dlatego, że to mnie bardzo dużo kosztuje. Czym innym jest spotkać się z ludźmi, którzy chcą posłuchać mojej historii, a czym innym czytać na swój temat w różnych plotkarskich mediach. To dotyka nie tylko mnie, ale też moją rodzinę, dlatego staram się nie odpowiadać na podobne pytania.
– Co chciałby pan powiedzieć młodym ludziom, którzy samotnie zmagają się z jakimiś problemami, bo może boją się zaufać Panu Bogu?
– Nie mam tu mądrej recepty. Poza tym wszelkie rady, jakie otrzymywałem, zawsze puszczałem mimo uszu. Mogę tylko powiedzieć o swoim doświadczeniu i o tym, że od kiedy jestem blisko Boga, to żyje mi się o wiele lżej. Nawet gdy przychodzą trudne chwile, to łatwiej mi je znosić, czuję się zaopiekowany, kochany i szczęśliwy. Może ktoś z młodych czytelników naszej rozmowy wykorzysta coś z mojego doświadczenia w swoim życiu.
– Dziękuję za rozmowę.
Beata Kwieczko