MIASTO
„Zostawili mnie samą”. Pani Barbara czeka na mieszkanie komunalne
Pani Barbara jest na emeryturze, której część zabiera komornik. Nie ma swojego dachu nad głową i stara się o mieszkanie komunalne, które – jej zdaniem – obiecali jej kieleccy urzędnicy. – Nie wiem ile wytrzymam w takiej sytuacji – mówi Radiu eM Kielce .
Kobieta mieszkała razem z rodzicami. Jej ojciec, który był żołnierzem zmarł na cukrzycę 30 lat temu. Niedługo po jego śmierci okazało się, że jej matka jest chora na nowotwór.
– Zostałam się sama, miałam skromną rentę. Nie było łatwo. Doszło do tego, że musiałam sprzedać medale po ojcu, aby kupić bochenek chleba. Mimo, że nie mogłam robić wielu rzeczy ze względu na mój stan, to jednak starałam się zdobyć parę groszy uczciwie pracując i podejmując się różnych zajęć. Starałam się też o kartki na obiady. Choć byłam sama i nie osiągałam minimum socjalnego to jednak nie mogłam ich otrzymać – tłumaczyła nasza rozmówczyni.
Wkrótce sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła.
– Nie miałam za co żyć. Zaczęłam brać kredyty. Na ich spłatę zaciągałam kolejne. Sytuacja zmusiła mnie w końcu do sprzedaży trzydziestometrowego mieszkania trzy lata temu. Spłaciłam część długów, ale zostałam bez domu. Najpierw wynajmowałam swoje dawne mieszkanie, później trafiłam aż do Kołobrzegu na pół roku. Wróciłam do Kielc i znalazłam miejsce w schronisku przy Szymanowskiego. Spędziłam tu dwa miesiące, po czym zamieszkałam w mieszkaniu przy ulicy Bema i znów trafiłam do schroniska. Pojawiły się sugestie, że mieszkam tam zbyt długo i abym zaczęła szukać sobie mieszkania –opowiada.
W międzyczasie pani Barbara złożyła wniosek o mieszkanie komunalne.
– Rozmawiałam z sekretarzem Szczepanem Skorupskim, który zainteresował się moją sprawą. Powiedział, żebym pojechała do MOPR-u i porozmawiała z dyrektor Magdaleną Gościniewicz. Pojechałam tam i spotkałam się z panią dyrektor. Była bardzo miła i zapewniła, że nie zostawi mnie samej. Przekonywano mnie, że będę miała swoje mieszkanie – podkreśla.
Po wizycie urzędników w dotychczasowym miejscu zamieszkania sytuacja, zdaniem pani Barbary, znacząco się zmieniła.
– Pani kierownik mówiła już coś zupełne innego. Zostałam w tym czasie wysłana na test na koronawirusa. To była intryga przeciwko mnie. Miałam pozytywny wynik i wywieziono mnie do miejscowości Osiny, do izolatorium. Warunki były fatalne. W drodze powrocie okazało się, że w schronisku nie ma już dla mnie miejsca. Zaproponowano mi miejsce w Domu Pomocy Społecznej. Odmówiłam. Zostałam z torbą na ulicy. Znalazłam miejsce przy ulicy Jeleniowskiej, gdzie wynajmuję do tej pory, choć nie wiem jak długo będę w stanie tu mieszkać – przyznaje.
O sprawę pani Barbary zapytaliśmy w Miejskim Urzędzie Pomocy Społecznej.
– Pani Barbara wymaga od nas przyznania mieszkania. Pomogliśmy jej wypełnić i złożyć odpowiedni wniosek. Chciałaby mieszkania natychmiast, ale nie ma takiej możliwości. Zaproponowaliśmy schronisko na Urzędniczej, ale się nie zgodziła. Mamy mieszkania chronione, ale są zajęte. Musieliśmy pomóc panu, który zamarzłby na swojej działce, matce z dzieckiem i panu z pożaru. Zrobiliśmy co się da i nic więcej nie możemy – odpowiada Magdalena Gościniewicz, dyrektor MOPR w Kielcach.