MIASTO
W sobotę marsz antycovidowców w Kielcach. Wicewojewoda: Pandemia to nie żarty
– Pandemia to nie są żarty i przestrzegam przed tego typu podejściem – mówi wicewojewoda świętokrzyski Rafał Nowak o sobotnim marszu środowisk antycovidowych w Kielcach. Przypomnijmy, że będzie to protest przeciwko wprowadzonym obostrzeniom.
Manifestanci przejdą z Rynku przez ulicę Warszawską, aleję IX wieków Kielc, ulicą Pelca, Leśną, Sienkiewicza, Dużą i Kapitulną. Marsz Zakończy się na Placu Artystów.
Również w sobotę Kielce oraz powiat kielecki znajdą się w strefie czerwonej na epidemicznej mapie Polski. Oznacza to, że w trakcie zgromadzeń wymagana będzie nie tylko odpowiednia odległość, ale również maseczki. Maksymalna liczba osób w trakcie zgromadzenia to 150.
Doświadczenia z poprzednich manifestacji antycovidowych w Polsce dowodza, że ich uczestnicy nie zachowywali przepisów sanitarnych. – Rozporządzenia są bezprawne, mogą sobie wymyślać co tam chcą, strefy jakiego koloru chcą, mogą kazać zakładać na twarz co tam chcą, ale my jesteśmy wolnymi ludźmi i nie musimy się do tego stosować. Oczywiście, gdy ktoś się boi mandatu, kary administracyjnej czy czegoś takiego, to niech dla uspokojenia weźmie ze sobą maseczkę lub niech zostanie w domu i niech czeka, jak za kilka miesięcy będą nas karać mandatami za siedzenie w masce w mieszkaniu – mówi jeden z organizatorów sobotniego marszu. Swoją chęć uczestnictwa zadeklarowało ponad pół tysiąca osób.
– Osoby, które będą się dopuszczały łamania przepisów, muszą się liczyć z tym, że poniosą konsekwencję. Strefy nie są wymysłem, ale służą opanowaniu pandemii. W naszym województwie przybyło przez ostatni tydzień 914 osób chorych na Covid-19. Wszelkie działania zmierzające do tego, że wirus może się rozprzestrzenić, są zagrożeniem dla nas wszystkich – przypomina wicewojewoda Rafał Nowak i dodaje, że od marca z powodu koronawirusa zmarły 72 osoby, a w ostatnim tygodniu – 10.
– To nie są żarty. Rozumiem, że niektórzy chcą na zdrowiu i życiu innych robić swoje kariery, ale przestrzegam wszystkich mieszkańców przed tego typu podejściem. Podobne manifestacje przysparzają nam więcej pracy i nie są wyrazem troski o dobro wspólne – podkreśla.