MIASTO
Streetworker jak przyjaciel, czyli pomóc bezdomnemu....
Wieczór, jedno z kieleckich osiedli. Drogą między blokami idzie trzech mężczyzn – dwóch w mundurach - to strażnicy miejscy, którzy w swojej codziennej służbie patrolują miejsca przebywania bezdomnych. A naprzód wysuwa się Andrzej Domański, który jest streetworkerem w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Kielcach. Cała trójka nie od wczoraj zajmuje się problemami osób bezdomnych i doskonale wie, gdzie ich szukać.
Patrolujący kierują się ku jednemu z bloków, przy którym, w prowizorycznym „domu”, mieszka dwóch mężczyzn – ojciec i syn. To miejsce, które odwiedzają nie pierwszy raz. Bo choć mężczyźni nie chcą zmienić lokum, to mogą potrzebować jedzenia lub wody.
- Praca streetworkera to wychodzenie naprzeciw osobom w kryzysie bezdomności. Z każdą jest inaczej. Zdobycie zaufania niektórych trwa krótko, ale u innych potrzeba lat. To ciągłe odwiedzanie, rozmawianie, motywowanie. I czekanie na moment przełamania – opowiada Andrzej Domański.
Streetworker to osoba, która pomaga nie tylko instytucjonalnie. Często uczestniczy w życiu swojego podopiecznego, jest powiernikiem i… trochę przyjacielem. Stara się wyciągnąć pomocną dłoń, ale nie może być nachalny. Bo nie każdy chce pomocy, i nie każdy ją przyjmie. Tak jest w przypadku pana Ryszarda, który wraz z synem nie zgadza się na pobyt w schronisku. Bo póki co, nie głoduje i nie zamarza.
- Są razem, wspierają się nawzajem i dbają o siebie. Streetworker musi wiedzieć, kiedy się wycofać. Znam doskonale to środowisko i z większością osób bezdomnych w naszym mieście miałem już kontakt. Ja szanuję ich prywatność, a oni w pewien sposób szanują mnie. Jeśli ktoś jest bezpieczny w miejscu, w którym się znajduje, schronisko nie zawsze jest najlepszym wyjściem – ocenia Domański.
Wokół sytuacji osób bezdomnych narosło wiele stereotypów. Dotyczą one uzależnień, ale także wykształcenia i zdarzeń, które sprawiły, że znaleźli się na ulicy.
- To są tysiące różnych powodów, każdy ma swój. Czasem pojawia się pobyt w więzieniu, rozpad rodziny, konflikty. Są i osoby, które muszą uciekać ze swoich domów – mówi streetworker.
Problem doskonale znają kieleccy strażnicy miejscy, którzy podczas codziennych odpraw są dysponowani do patrolowania miasta. Klatki schodowe, pustostany, ogródki działkowe, opuszczane budynki… Miejsc, w których bezdomni szukają schronienia jest dużo. A mieszkańcy naszego miasta nie pozostają obojętni.
- Zwłaszcza w tym najtrudniejszym okresie jesienno-zimowym kielczanie wykazują się empatią. Mieszkańcy naszego miasta niejednokrotnie dzwonią i informują o osobach w potrzebie. Dzięki temu możemy reagować na czas – mówi inspektor Grzegorz Grosicki ze Straży Miejskiej w Kielcach.
Sprawdzanie miejsc przebywania osób bezdomnych jest priorytetem, zwłaszcza gdy na dworze robi się coraz zimniej. W całym powiecie, dla potrzebujących przygotowana około trzystu miejsc w ośrodkach pomocy.