MIASTO
Poszukiwany sprawca bestialstwa na kotach
W okolicach osiedla Baranówek ktoś w brutalny sposób morduje koty. Do ostatniego zdarzenia doszło w miniony weekend, o czym alarmują mieszkańcy tego terenu oraz Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami.
Od dłuższego czasu w okolicach ulicy Mahometańskiej i Ściegiennego dochodzi do tragicznych zdarzeń - koty są brutalnie mordowane i porzucane na jezdni, aby w ten sposób pozorować śmierć na skutek wypadków drogowych.
– W niedzielę nad ranem znalazłam moją kotkę martwą przy ulicy Ściegiennego w okolicach cmentarza. Miała roztrzaskaną i zakrwawioną głowę, ale w miejscu, gdzie ją znalazłam nie było śladów krwi. Ktoś bestialsko ją zabił, a później podrzucił – relacjonuje Justyna Mysiór.
– Od razu zaczęłam tę sprawę nagłaśniać, bo wiem, że zrobił to ktoś, kto mieszka niedaleko nas. Wtedy otworzyła się puszka Pandory i zaczęły się do mnie odzywać osoby, które dotknęła podobna sytuacja. W styczniu tak samo został potraktowany kot, którego właścicielką była pani zamieszkująca przy ulicy Chodkiewicza. Nie mieści nam się to namw głowie, chcemy znaleźć sprawcę, tak aby został pociągnięty do odpowiedzialności – dodaje.
– Inny mój kot około dwa miesiące temu został brutalnie skopany, miał wybite zęby i rozerwaną wargę, myśleliśmy, że uległ wypadkowi, jednak teraz już wiemy, że to człowiek w bestialski sposób go potraktował. Udało się go uratować, przeszedł kilka zabiegów. Podejrzewamy, kto to robi, jednak nie mamy na to dowodów. Nikt do tej pory nie zgłaszał tych zdarzeń na policję, ja byłam pierwsza. Jednak żeby sprawa została zbadana, miałam postawiony warunek: musiałam wykopać moją kotkę, którą wcześniej pochowaliśmy, po to aby zrobić jej sekcję zwłok. Nie udźwignęłabym tego psychicznie – dodaje pani Justyna.
Jak informuje Karol Macek, oficer prasowy KMP w Kielcach, funkcjonariusze przyjęli zgłoszenie o zdarzeniu w niedzielę około godziny 17.20.
– Pracujący na miejscu policjanci ustalili w rozmowie ze zgłaszającą, że znalazła ona swojego martwego kota, jednak nie była bezpośrednim świadkiem samego zdarzenia. Zgłaszająca poinformowała, że zwierzę zostało już przez nią na własną rękę pogrzebane. Funkcjonariusze udzielili tej pani informacji odnośnie toku dalszego postępowania. Do chwili obecnej formalne zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa nie zostało złożone – dodaje funkcjonariusz.
– Apelujemy, aby w podobnej sytuacji, gdy mamy podejrzenia, że zwierzę mogło zostać zabite, w pierwszej kolejności skontaktować się ze służbami. To daje możliwość zbadania zwierzęcia pod kątem ewentualnych obrażeń i wstępnego określenia przyczyny śmierci – podkreśla Karol Macek.
Podobna sytuacja spotkała panią Bożenę, która również mieszka na ulicy Mahometańskiej. – Pod koniec czerwca minionego roku moja córka znalazła samotnego kota na Kadzielni. Zaopiekowałyśmy się nim, lecz nasze szczęście nie trwało długo, ponieważ w październiku kot wyszedł i już nie wrócił. Po jakimś czasie znalazły go dzieci sąsiadów, leżał martwy, z wnętrznościami na wierzchu. Nie było jednak śladów krwi, musiał być zakatowany w innym miejscu i podrzucony w krzaki. Gdy pani Justyna zadzwoniła do mnie z informacją, że jej kotkę spotkała podobna tragedia, wszystko we mnie odżyło i nadal nie mogę się z tym pogodzić – opowiada pani Bożena.
Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami oraz mieszkańcy ulicy Mahometańskiej poszukują dowodów i wiarygodnych informacji w tej sprawie. Proszą również opiekunów zabitych kotów o zgłaszanie tych makabrycznych incydentów na policję. Za pomoc w odnalezieniu sprawcy została wyznaczona nagroda w wysokości 3000 złotych.