MIASTO
Kwarantanna. Jak wygląda w praktyce?
Joanna dwa tygodnie temu wróciła z Hiszpanii. Po swoim powrocie do Polski przez dwa tygodnie przebywała na obowiązkowej kwarantannie. Jak wygląda ten czas w praktyce? Podróżniczka i autorka bloga Jet Lag Travel opowiedziała o tym naszym czytelnikom.
Na Półwysep Iberyjski nasza rozmówczyni wybrała się dziewiątego marca. – Przed wylotem na Malagę wszystko zdawało się funkcjonować normalnie. Kiedy jednak znalazłam się na miejscu, rzeczywistość obróciła się o 180 stopni. Dostałam wiadomość od rodziców, że w Polsce planowane jest zamknięcie wszystkiego, oprócz sklepów spożywczych. Tymczasem w Hiszpanii życie toczyło się normalnie: ludzie jak zwykle chodzili po ulicach, wszystko było otwarte i nie słychać było żadnych specjalnych komunikatów. Z dnia na dzień jednak sytuacja się pogarszała. Spotkałam parę z Izraela, która zwierzyła mi się, że zamknęli im granice, a jak wrócą do swojego kraju to będą poddani czternastodniowej kwarantannie. Trochę niedowierzałam, że może tak być również w Polsce. Pod koniec wyjazdu okazało się, że większość miejsc do zwiedzania w Hiszpanii była już zamknięta, podobnie jak granica prowincji Malaga – opowiada nam Joanna Dziwisz.
Podróżniczka rozpoczęła lotniczą podróż powrotną do Polski czternastego marca. W kraju znalazła się następnego dnia. Był to zarazem pierwszy dzień, w którym powracający z zagranicy musieli rozpocząć obowiązkową kwarantannę. – Jeszcze w trakcie lotu dostaliśmy komunikat, że każdy pasażer musi wypełnić specjalną deklarację, ze wskazaniem naszego miejsca pobytu w Polsce. Kiedy wylądowaliśmy, przyszła do nas Straż Graniczna. Panowie ubrani w maski zmierzyli nam temperaturę, a później przeszliśmy kontrolę bezpieczeństwa. Wówczas nam powiedziano, że adres który podaliśmy w deklaracji jest zarazem adresem naszej czternastodniowej kwarantanny. Otrzymaliśmy również dokument z odpowiednimi instrukcjami – dodaje nasza rozmówczyni.
Od przekroczenia granicy osoby objęte kwarantanną mają 24 godziny na dotarcie do miejsce docelowego. – Policjanci skrupulatnie sprawdzali, czy jestem na miejscu. Pierwszy raz odwiedzili mnie we wtorek, 17 marca. Codziennie podjeżdżali pod dom i dzwonili do mnie prosząc, abym podeszła do okna, albo wyszła na balkon. Zawsze byli mili i uprzejmi. Pytali o to jak się czuję i czy czegoś nie potrzebuję – tłumaczy blogerka.
Jak się okazało, kwarantanna domowa nie oznacza monotonii i nudy. Podczas jej odbywania zdarzają się niecodzienne i ciekawe sytuacje. – Kontaktowałam się ze znajomymi poprzez Skype’a i inne komunikatory. Miałam w domu zapasy zrobione przez moich rodziców zanim wróciłam do kraju. Czasami jednak czegoś mi brakowało. Wtedy mój tata dostarczał mi niezbędne rzeczy przed drzwi. Przychodził, zostawiał paczkę, zapukał i odchodził. Wtedy patrzyłam przez wizjer, czy go jeszcze nie ma przed drzwiami i zabierałam wszystko do domu – opowiada i dodaje, że przeżyła krótką chwilę grozy.
– Pewnego razu pod mój blok podjechała karetka. Zaczęłam mieć różne myśli i zastanawiałam się, czy czasami jeden ze współpasażerów nie poczuł się gorzej i teraz resztę podróżnych zabierają na ściślejsza kwarantannę. Okazało się jednak, że przyjechali do sąsiadki, żeby dać jej zastrzyk.
Joanna Dziwisz to podróżniczka i autorka bloga Jet Lag Travel
(Fot. Asia Dziwisz)