MIASTO
Fałszywe alarmy Systemu Sygnalizacji Pożaru. Winien system, czy człowiek?
Coraz więcej budynków w Kielcach wyposażonych jest w System Sygnalizacji Pożaru, który alarmuje Straż Pożarną o zagrożeniu. Obok niewątpliwych zalet, rozwiązanie posiada także pewne wady, które utrudniają prace strażaków.
Środowe popołudnie. Do akcji przy ulicy Zgoda wyjeżdżają trzy zastępy Straży Pożarnej. Okazuje się, że alarm był fałszywy. Wszystko przez specjalne czujniki Systemu Sygnalizacji Pożaru. Trzy ekipy strażackie pojechały więc w tamto miejsce niepotrzebnie.
Niestety, taka sytuacja zdarza się kilkadziesiąt razy w roku. Jaka jest przyczyna?
– Obiekt użyteczności publicznej zawsze ktoś dozoruje. Administrator jest informowany o alarmie i wówczas dozorca ma czas sprawdzić, czy rzeczywiście coś się dzieje. Jeśli taka osoba nie zdąży zareagować, wówczas na miejsce wysyłana jest Straż Pożarna – mówi mł. bryg. Mariusz Góra, zastępca komendanta miejskiego PSP w Kielcach.
Problem pojawia się, system funkcjonuje w budynkach mieszkalnych.
– Wystarczy, że ktoś zapali papierosa w nieodpowiednim miejscu i czujnik może zasygnalizować zagrożenie. W takich obiektach nie ma zazwyczaj nikogo, kto zweryfikowałby alarm. W związku tym musimy jechać na miejsce. Ponadto, zazwyczaj centrala takiego systemu, informująca, która konkretnie czujka została uruchomiona, umieszczona jest w pomieszczeniu technicznym w garażu i zamknięta. Kiedy służby przyjeżdżają na miejsce, dowódca nie ma możliwości sprawdzenia tego. Musimy sprawdzać cały budynek, co jest czasochłonne – dodaje nasz rozmówca.