MIASTO
„Chemia zawiodła. Nasza córeczka gaśnie, a wraz z nią nadzieja...”
Dwudziestomiesięczna Hania i nowotwór złośliwy splotu naczyniowego - brzmi znajomo? Jej jedynym ratunkiem był wyjazd do Ohio, gdzie mogłaby się spotkać z naszą Hanią Terlecką. Niestety, na to jest już za późno. Nie przeżyłaby lotu. Wyniki dziewczynki konsultują lekarze z Niemiec. Na drodze po życie nie mogą stanąć pieniądze, dlatego armia Hani apeluje o wsparcie dla imienniczki.
„Jesteśmy w szpitalu, gdzie Hania walczy o życie. Rak szaleje w jej małym ciele, a my każdego dnia boimy się, co przyniesie jutro. Córeczka leży na OIOM-ie, jest w śpiączce. Możemy ją zobaczyć tylko co jakiś czas, na chwilę… W Polsce lekarze nic już nie mogą dla Hani zrobić. Każą czekać, aż serce przestanie bić, a Hania sama umrze… Dalibyśmy Hani wszystko. Umrzeć – to jedyna rzecz, której nie możemy jej dać!” - piszą rodzice dziewczynki na stronie zbiórki.
Hania Jopp miała rozpocząć specjalistyczne leczenie pod okiem profesjonalistów w USA. Jednak pod koniec zeszłego tygodnia jej stan uległ pogorszeniu. „W związku z tym amerykańscy lekarze, w których wszyscy pokładaliśmy nadzieję, nie mogą jej przyjąć. Szpital wycofał się z kwalifikacji - Hania nie przeżyłaby nawet 13-godzinnego lotu”.
Nadzieja na leczenie pojawiła się w Europie. „Klinka w niemieckim Magburgu właśnie konsultuje wyniki Hani. Czekamy z niecierpliwością na ich decyzję”.
Zbiórkę wsparło już blisko trzydzieści tysięcy osób. Na liczniku wybił milion złotych. Koszty leczenia nie są jeszcze znane. Wiadomo jednak, że podobnie jak w przypadku Hani Terleckiej, będzie to kwota wysoka, sięgająca kilku milionów złotych.
Link do zbiórki: https://www.siepomaga.pl/dla-hani?fbclid=IwAR3hg2Fhx7sijbsucLwVQG4Ip3Isqfd3HspIl2e57s6fmLuV-t_YPKS4hAg