KULTURA
Wzlecieć do chmur


Rozmowa z muzykiem Piotrem Krzemińskim, frontmanem zespołu Ankh.
– Ankh powraca?
– Kapela istnieje 26 lat, jest jak fala, przypływa i zawraca. Ostatnio trochę przycichliśmy.
– Ale pewnie dlatego, że szykujecie nową płytę.
– Tak. Siedzimy z Krzyśkiem Szmidtem i Michałem Pastuszką w studio nagrań w Masłowie. To ostatni etap przygotowań. Krążek będzie nosił tytuł „Tu jest i tam jest”, podobnie jak wiodący numer na płycie.
– Zaskoczycie słuchaczy?
– Taki mamy plan. To będzie oczywiście rock progresywny, bo tylko taki mnie interesuje. Ta dziewiąta już płyta zespołu niesie stare dobre brzmienie, wzbogacone przez nasze doświadczenie i przeżycia. Na płycie jest jedenaście numerów. Na skrzypcach, oprócz Michała Jelonka, zagrał Dominik Bieńczycki, a brzmienie wzbogaciliśmy o dźwięk syntetyzatorów analogowych. Zdradzę tylko, że muzyka jest bardziej refleksyjna, świadoma, dojrzała.
– Jesteś autorem słów do wszystkich piosenek?
– Tak, napisałem słowa, ale kompozycje są wspólnym dziełem: moim, Michała Pastuszki i Krzysztofa Szmidta.
– Co jest dla ciebie najważniejsze w muzyce?
– Dla mnie głównym celem są otwartość i spotkanie pomiędzy ludźmi. W muzyce łączy nas nasza własna wrażliwość, czyli to, co mamy w sobie najlepszego. W momencie wszystko zepnie się razem, kiedy wszyscy chcą tego samego, chcą tego spotkania, to wtedy tworzą się fantastyczne rzeczy, nie tylko w sztuce. Utwór artystyczny, który z tego powstanie – rzeźba, powieść czy piosenka – będzie świecił jak latarnia i przyciągał do siebie istoty, które pragną takiego światła.
– I to wystarczy?
– To bardzo dużo. Mogą zmieniać się techniki nagraniowe, gusty muzyczne, rodzaje dźwięków, możemy słuchać szumu, ale jeżeli będzie to sztuka, to ludzie do niej przyjdą.
– A kiedy ty dostrzegłeś to światło?
– Od dziecka muzyka bardzo mnie interesowała. Nie chodziłem do szkoły muzycznej, jestem samoukiem. Gdy miałem 15 lat, mama kupiła mi gitarę. Zacząłem grać, komponować, pisać piosenki. Poznałem Jarka Kubalskiego i Tomka Marczaka, założyliśmy pierwszy zespół Pere Lachaise. Graliśmy muzykę postpunkową, poetycką. W Kielcach wtedy otworzyły się takie możliwości. Wcześniej zajmowałem się grą w piłkę i siedzeniem na ławeczce pod blokiem.
– Muzyka cię otworzyła?
– W momencie, kiedy zacząłem grać w zespole, coś się we mnie zmieniło. Zacząłem bardziej interesować się literaturą, poezją i wykorzystywać to w twórczości. Ankh wziął się z Pere Lachaise, ewoluował. To wiązało się z naszym dorastaniem. W 1991 roku zaczęliśmy z Krzyśkiem Szmidtem i Jarkiem Kubalskim grać w Ankh, potem doszedł Michał Jelonek i inni muzycy. Trwa to do dzisiaj. Od samego początku nastawieni byliśmy na granie progresywnego rocka. To jest przygoda, sięganie do tradycji rocka.
– A dzisiaj?
– Napisałem kiedyś taką piosenkę „Ziemia”, w której padają słowa przekonuję, że warto wzlecieć do chmur i spojrzeć w dół. Chodzi o to, żeby zyskać perspektywę do patrzenia na wszystko, co się dziele. Jeżeli oglądamy coś z odległości, widzimy lepiej. Chodzi o oddalenie psychiczne, bez zaangażowania emocjonalnego. Wtedy wszystko możemy zacząć od nowa.
– To znaczy, że potrafisz patrzeć bez emocji?
- Staram się, ale to trudne. Trzeba wzlecieć do chmur…
– Gdzie jest teraz Ankh?
– W podróży. Nie ma sensu wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Każda płyta, każde nowe działanie artystyczne to nowa wrażliwość, nowe doświadczenie i nowy pomysł na muzykę. Dlatego ciągle szukamy nowego brzmienia.
– Dziękuję za rozmowę.
Dorota Kosierkiewicz




![[FOTO] Słodkości od młodych literatów](/media/k2/items/cache/ae8e14b8a20f4d50ed7dd2ce777c7183_L.jpg)



