KOŚCIÓŁ
Prawdziwy kibic rozumie sportowca
Rozmowa z księdzem biskupem Marianem Florczykiem - Delegatem Konferencji Episkopatu Polski ds. Duszpasterstwa Sportowców.
- W niedzielę zakończyły się Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pjongczangu. Dla Księdza Biskupa były one siódmymi, na których pełnił funkcję duchowego opiekuna naszej reprezentacji. Jakie są pierwsze wrażenia po powrocie z Korei?
- Z całą wdzięcznością i sympatią trzeba powiedzieć, że Koreańczycy są bardzo życzliwi. Słowo "dziękuję", wypowiadane czasami z głębokim ukłonem, jest na porządku dziennym. Tego zwrotu właśnie nauczyłem się po koreańsku, bo zostałem do tego przynaglony ich stylem. To społeczeństwo bardzo dobrze zorganizowane i bezpieczne. Czuło się to na każdym kroku. Taka mentalność przełożyła się na całą organizację igrzysk. Na ulicach był porządek, w wiosce olimpijskiej niczego nie brakowało. Organizatorzy przygotowali też odpowiednie pomieszczenia do modlitwy dla poszczególnych wyznań.
- Jak wygląda posługa duszpasterza sportowców podczas igrzysk?
- Gromadziliśmy się przede wszystkim na sprawowaniu Eucharystii. W tym okresie przypadła Środa Popielcowa. Podobnie było w Vancouver. Kadra naszych zawodników złożona była ze sportowców pochodzących głównie z południa Polski. Ludzie gór mają wielką wiarę, wychowani są w głębokiej tradycji związanej z Bogiem. Jak my wszyscy, nie są święci, ale odczuwają potrzebę ubogacenia swojego życia duchowego. Nikogo do niczego nie namawialiśmy. Podawaliśmy godzinę i sportowcy, trenerzy, działacze sami przychodzili na Mszę świętą. Chętnie uczestniczyli, czytając Pismo Święte czy śpiewając psalmy. Taka Msza św. w klimacie Igrzysk to jest głębokie przeżycie, coś wyjątkowego. Czasami zjawiali się ludzie z innych krajów, pokazując jak religia łączy. Taką postawą można być zbudowanym. Nie zapominajmy przy okazji, że Igrzyska mają charakter religijny. Ich geneza sięga starożytności. Ten związek wysiłku fizycznego z wysiłkiem duchowym dalej jest aktualny. Jedno z przesłań tej wspaniałej imprezy to doskonałość człowieka, ale również przyjaźń i pokój. A to są przecież wartości niesione przez chrześcijaństwo.
- Przed Igrzyskami dużo mówiło się o zagrożeniu ze strony Korei Północnej. Przez minione dwa tygodnie ten problem zszedł na drugi plan, bo oba kraje wystawiły jedną hokejową reprezentację.
- Jednym z najpiękniejszych elementów Igrzysk jest chwila zapalenia znicza olimpijskiego. On symbolizuje Boga. Od wieków, również w starożytności, starano się na czas trwania zawodów zaniechać wszelkich konfliktów, wojen. Idea pokoju jest bardzo ważna. Jeśli chodzi o Korę, czuło się podział między jednym krajem a drugim, ale ludzie podejmowali wysiłek prowadzący ku jedności. Kibice z Północy pojawiali się na sportowych arenach. Byli ubrani jednakowo, odłączeni od reszty, ale widać było emocje, pragnienia by być razem. Prezydent Korei Południowej spotkał się z siostrą Kim Dzong Una. Takie kroki, gesty pokoju przyjaźni wpisane są w ideę olimpijską.
- Igrzyska to nie tylko zmagania sportowe, ale również niezwykłe spotkanie kultur.
- Na zawodach jest rywalizacja, ale w wiosce olimpijskiej panuje klimat przyjaźni, współistnienia. Znikają podziały, uprzedzenia. W stołówce spotykają się mistrz z kimś, kto zajął ostatnie miejsce. Wygasają konflikty. Symbolem tego wszystkiego jest ogień olimpijski. On symbolizuje coś co jest boskie, piękne, doskonałe, a także pokój i przyjaźń. Lubię moment zapalenia znicza podczas Igrzysk. To jest misterium podkreślające, że zawody rozgrywają się na ziemi ale przedobliczem Boga.
- O czym Ksiądz Biskup najczęściej rozmawiał z członkami naszej kadry?
- To są zindywidualizowane rozmowy. Przyjeżdżają różni ludzie. Trenerzy, członkowie sztabu, sponsorzy, osoby z delegacji. Dystans, oddalenie od kraju i rodziny pozwala im inaczej spojrzeć na pewne kwestie. Nie wiadomo, kiedy Bóg ich natchnie. Czasem rozmowy są długie, czasem krótkie. Na różne tematy. Czy to start w zawodach, czy sens jakiegoś wydarzenia, a bywa, że ktoś szuka rozwiązania problemu rodzinnego, osobistego. Pierwszy warunek to być, być i towarzyszyć ze zrozumieniem. Nie można zapominać o modlitwie za tych, którzy stają do zawodów.
- Podczas igrzysk Ksiądz Biskup był również kibicem i z bliska obserwował między innymi walkę o medale naszych skoczków narciarskich.
- Starałem się być też z grupą kibiców. Wspieraliśmy naszych na torach łyżwiarskich czy skoczni. Pierwsze zawody na normalnym obiekcie były małym rozczarowaniem. Nie chodzi tu o rezultat sportowy, ale w głębi duszy można było sobie zadawać pytanie: czy w wyniku ciągłego przedłużania konkursu nie został zachwiany duch i piękno sportu? Kibiców z Polski nie przyjechało zbyt wielu, ale byli. Wszyscy dzielnie znosili trudy dopingowania, często w potwornym zimnie. Takie wyrzeczenia też są potrzebne, aby wspierać naszych sportowców. Podczas obserwowania zmagań można było spotkać różne nacje, porozmawiać, poznać różne kultury. To jest piękne. Bardzo podobało mi się dopingowanie Holendrów, którzy są potęgą w łyżwiarstwie. Od nich wiele można się uczyć. Prawdziwy kibic rozumie sportowca i wie, czy ktoś wkłada ducha w to, co robi. Przy pełnym zaangażowaniu zawodnika, gdy przytrafia się porażka, kibic potrafi się z nim solidaryzować. Nikt na igrzyska nie jedzie przegrywać, każdy walczy o jak najlepszy wynik. Czasami jest radość, ale częściej frustracja. Niekiedy kibic może machnąć ręką, powiedzieć przykre słowo. W tym wszystkim trzeba się uczyć zrozumienia, a nie skupiać na zadawaniu niepotrzebnego bólu.
- Czasy mijają, ale warto zadać pytanie, czy duch olimpijski i idee inicjatora nowożytnych igrzysk, Pierre'a de Coubertina, ciągle są aktualne w dobie rosnącej komercjalizacji i dopingu?
- Przesłaniem igrzysk jest dążenie człowieka do doskonałości. Tej fizycznej i duchowej. Jeśli skupia się on tylko na sprawności mięśni, to w rezultacie staje się jakby maszyną. Jeżeli braknie wymiaru etycznego, niekiedy pojawia się sztuczne wspomaganie w postaci dopingu. Taka chęć osiągnięcia sukcesu za wszelką cenę wypacza idę sportu. Z tego rodzą się dramaty. Bywa, że po latach medal zostaje odebrany i dochodzi do fałszowania emocji. W utrzymaniu zdrowych zasad wiele zależy od ludzi rządzących sportem, działaczy, trenerów. Istnieje wyraźna tendencja do walki z dopingiem i podkreślenia zasad fair play. To ważne, bo bez tego przychodzi zagrożenie. Wszyscy muszą skupiać się na pielęgnowaniu właściwych idei. Ludzie sportu muszą dążyć do osiągnięcia wieńca laurowego, o którym pisał święty Paweł. Do tego potrzebne jest jednak opieranie się na wartościach, które wypływają również z chrześcijaństwa. Nie starczy formować ciał ale nade wszystko ducha, własne wnętrze, własną wolę. Trzeba wpoić w siebie ducha wartości, zasad. Wówczas sportowiec staje się sam w sobie jednością ducha i ciała, jednością piękna człowieczeństwa. I wtedy sportowiec błyszczy osobowością. Zdobyty medal ma wielką moc blasku.