PUBLICYSTYKA
Zima wiosną. Skąd na to brać pieniądze?
Przedłużająca się zima denerwuje już chyba każdego. Niezbyt dobre samopoczucie spowodowane opadami śniegu i niską temperaturą jest jednak najmniejszym problemem. Bo zima wiosną oznacza dla nas przede wszystkim dużo większe wydatki, a dla niektórych wręcz walkę o przetrwanie.
O tym, jak wiele pieniędzy kosztuje nas zimą utrzymanie dróg i chodników we właściwej kondycji, pisaliśmy już w poprzednim numerze tygodnika. Przypomnijmy – kieleccy drogowcy przeznaczyli w tym roku na walkę z zimą 4,4 mln zł, przy czym miało to też wystarczyć na październik, listopad i grudzień. – W ubiegłych latach takie kwoty w zupełności wystarczały. Teraz wydaliśmy już wszystko – przyznaje Jarosław Skrzydło, rzecznik Miejskiego Zarządu Dróg. Miasto do końca kwietnia wyłoży zatem kolejne 1,5 mln na walkę z zimą, a za pół roku, w trudnym budżecie, znów trzeba będzie wygospodarować potrzebne środki.
Te sumy jednak dla wielu z nas są czysto wirtualne, bo bezpośrednio nie odczuwamy ich na własnej skórze. Co innego rachunki – tu już sprawa dotyka nas znacznie dotkliwiej. A prognozy są fatalne. Według szacunków Home Broker, za ogrzewanie w marcu będziemy musieli zapłacić o połowę więcej niż rok temu. Ostrzejsza zima spowoduje też, że za cały sezon grzewczy rachunek będzie o kilkaset złotych wyższy. A warto pamiętać, że w styczniu gaz potaniał. Choć, niestety, tylko on, bo inne nośniki energii: węgiel, energia elektryczna oraz olej, zdrożały.
Uwzględniając wszystkie dane, można oszacować, że za ogrzanie 50-metrowego mieszkania w „wielkiej płycie” zapłacimy 2,5 tys. zł, czyli o prawie 380 zł więcej niż w poprzednim sezonie grzewczym. W przypadku ogrzewanego węglem 150-metrowego domu z lat 90. roku rachunek może wynieść 3,3 tys. zł, czyli o 500 zł więcej niż rok temu. Za ogrzanie takiego domu gazem zapłaciliśmy przed rokiem 4,9 tys. zł, natomiast teraz rachunek może być o 660 zł większy.
Jak widać, przedłużająca się zima sporo nas kosztuje, ale prawdziwy problem mają zwierzęta – przed wszystkim ptaki. – Sytuacja jest fatalna – ubolewa Joanna Przybylska z Towarzystwa Badań i Ochrony Przyrody w Kielcach. - Ptaki mogą przetrwać kilka dni załamania pogody, bo mają odpowiednie rezerwy, ale taka aura jest dla nich niezwykle trudna. W śniegu ciężko im znaleźć pokarm, do tego niska temperatura powoduje utratę energii – dodaje. A wiele gatunków już przyleciało do Polski. – To między innymi skowronki i bociany. One kierują się długością dnia, a nie pogodą, dlatego instynkt kazał im przybyć. Nie spodziewały się jednak tego, co tutaj zastaną. Wiele z nich po prostu zginie, choć na szczęście ich emigracja jest rozłożona w czasie. Te, które przylecą później, mają większą szansę na przetrwanie – podkreśla Przybylska. Ptakom można pomóc dokarmiając je w karmnikach. Najlepsze jest ziarno słonecznika lub zboże. Ważny jest też dostęp do wody.
Nieco lepiej wygląda sytuacja zwierząt żyjących w świętokrzyskich lasach. O ich los dbają członkowie Polskiego Związku Łowieckiego w Kielcach, którzy od kilku miesięcy stale je dokarmiają. – Problem jedzenia raczej nie występuje, ale nie oznacza to, że zima nie wpływa negatywnie na leśnych mieszkańców – wyjaśnia Jarosław Mikołajczyk, łowczy okręgowy. – Zwierzyna też musi zapłacić cenę za taką pogodę. Głównym problemem są zakłócenia pewnych procesów, przede wszystkim rozrodczych. To odbije się dużą czkawką w przypadku niektórych gatunków, które już łączą się w pary.
A kiedy przyjdzie wiosna? Synoptycy twierdzą, że w okolicach połowy miesiąca. Oby nie byli w błędzie.
Tomasz Porębski