Final 4 2019
Jurecki: dokonaliśmy czegoś pięknego, wręcz nierealnego
Nie ma chyba nic gorszego dla sportowca niż kontuzja wykluczająca go z udziału w najważniejszej imprezie sezonu. Boli jeszcze bardziej, jeśli jest to ostatnia szansa na pożegnanie z kibicami. Niestety taki los spotkał Michała Jureckiego. Kapitan PGE VIVE, który latem przeniesie się do Flensburga, zmagania w Final Four będzie obserwował z trybun.
– Nigdy nie denerwowałem się tak bardzo. Pierwszy raz zrozumiałem co kibice mają na myśli mówiąc, że zgotowaliśmy im kolejny horror – rozpoczyna Michał Jurecki, pytany o dramatyczny rewanż z Paris Saint Germain, szczęśliwie przegrany przez kielczan dziewięcioma bramkami.
Pechowa kontuzja
– Z jednej strony jestem niesamowicie szczęśliwy, ale z drugiej czuję smutek, że nie będę mógł zagrać w Kolonii. Taki jest jednak sport. Są lata, gdy nabawiasz się tylko drobnych urazów. Są też takie, że poważna kontuzja wszystko przekreśla. Trudno się z tym pogodzić, ale tak już jest – mówi rozgrywający, który w lutowym starciu z Rhein-Neckar Loewen złamał kciuk. 35-latek liczył, że zdąży wykurować się na najważniejsze mecze, jednak w marcu okazało się, że pierwsza operacja nie potoczyła się zgodnie z planem. Powtórny zabieg zgasił nadzieje. Jurecki w starciach z PSG zrobił jednak swoje. Przed rozpoczęciem pierwszego spotkania na parkiet Hali Legionów wjechał duży telebim, z którego kapitan wygłosił krzepiącą mowę, którą poderwał kibiców.
– To nie była akcja reklamowa. Chłopaki mówili mi, że kiedy stali w tunelu też ich to pobudziło. Zawsze gram z drużyną. Teraz może nie na parkiecie, ale w to co przygotowaliśmy, włożyłem całe serce. To było szczere – zapewnia zawodnik.
Kielecka dekada
Michał Jurecki bronił barw VIVE łącznie dziesięć lat, w dwóch etapach: pierwszym jednosezonowym (2006/07), po którym przeniósł się do Bundesligi, oraz dziewięcioletnim, związanym z serią największych sukcesów. – Miałem wtedy oferty z czołowych niemieckich drużyn, ale wiedziałem, że w Kielcach jest budowany mocny zespół. Budowany rozsądnie. Prezes Bertus Servaas stopniowo dążył do tego, aby zapisać się na kartach nie tylko polskiej, ale również światowej piłki ręcznej. Ja chciałem być tego częścią – przyznaje Jurecki.
Pierwszy sezon po powrocie nie zakończył się jednak najlepiej, bo drużyna przegrała tytuł z Orlenem Wisłą. – Jeśli chodzi o najgorszy moment w Kielcach, to właśnie jest nim ta porażka. Ona stała się dla mnie motorem napędowym do jeszcze cięższej pracy. Bolała, bo po powrocie bardzo marzyłem o złotym medalu. Pamiętam jak schodziłem z parkietu w Płocku, przy tej szalonej radości ich kibiców. Powiedziałem sobie, że będę wracał do tej chwili, kiedy będzie mi trudno na treningach. Nie chciałem już powtórki. Założyłem wtedy, że dopóki jestem w Kielcach, to Płock nie wygra mistrzostwa – wyjaśnia Jurecki. Kapitan słowa dotrzymał. PGE VIVE w sobotę odniosło ósmy triumf z rzędu.
Podczas pobytu w Kielcach było jednak więcej pięknych momentów. Ten najpiękniejszy bardzo łatwo wskazać: to triumf w Lidze Mistrzów po kosmicznym finale z Veszprem.
– Dokonaliśmy czegoś pięknego, wręcz nierealnego. Pewnie gdyby to się stało w Stanach, to już ktoś nakręciłby o tym film. Taki powrót nie ma prawa zdarzyć się w meczach o stawkę, nie przy tak mocnych drużynach. A jednak. Sport napisał kolejną wspaniałą historię. Jestem dumny, że mogłem być tego częścią, bo to jest sukces nie tylko Kielc, ale całej Polski – mówi Jurecki.
Kielczanin
Już od kilku miesięcy wiadomo, że Michał Jurecki latem wróci do Bundesligi, gdzie powalczy o najważniejsze laury z Flensburgiem. – Kielce miały wobec mnie inne plany (oferta rocznego kontraktu - przy. red.). Wiadomo, że klub buduje się z myślą o przyszłości. W międzyczasie pojawiła się propozycja z Niemiec. To była trudna decyzja. Czuję jednak jeszcze duży głód gry. Mam możliwość walki o kolejne trofea, więc póki sił starczy, chcę grać na najwyższym poziomie. Prawdopodobnie po wypełnieniu tego kontraktu odwieszę buty na kołek – przyznaje Jurecki.
Popularny „Dzidziuś” po bundesligowych wojażach wróci do stolicy Świętokrzyskiego, z którą wiąże przyszłość. Czy po tylu latach czuje się już kielczaninem?
– Takim stuprocentowym poczuję się wtedy, kiedy spędzę tutaj połowę swojego życia. Na razie jest jedna trzecia. Trzeba jeszcze poczekać. Związałem się jednak z tym miastem nie tylko przez sport. Postawiłem dom pod Kielcami, mam przyjaciół, plany na przyszłość, więc myślę, że ta połówka pęknie – kończy kapitan „żółto-biało-niebieskich”.