SPORT
„Scyzoryki” wróciły do Afryki
Kielczanie mogą być pierwszymi ludźmi na świecie, którzy objadą Afrykę wzdłuż jej linii brzegowej. Od kilku dni trwa druga część ekspedycji, w której „Scyzoryki” mierzą się z trudnościami wschodniego wybrzeża.
Ponad 21 tysięcy przejechanych kilometrów i 17 odwiedzonych państw - tak w olbrzymim skrócie wyglądał pierwszy etap. Podróżnicy pod dowództwem Jacka Słowaka, prezesa stowarzyszenia „Salutem”, pokonali trasę z marokańskiego Tangeru do Kapsztadu, stolicy Republiki Południowej Afryki. - Gdyby dzisiaj zaproponowano mi podróż przez Afrykę Zachodnią, płacąc za to pół miliona złotych, to w życiu bym się nie zgodził - mówi z lekkim uśmiechem Jacek.
Dopadła ich malaria
Trudno się dziwić tym słowom. Słuchając opowieści podróżnika, który w swoim CV ma już ponad 130 odwiedzonych państw, włos wielokrotnie jeży się na głowie. Wymieńmy tylko kilka przykładów: kielczanie w trakcie pierwszej części wyprawy zostali okradzieni ze sprzętu elektronicznego i w ostatniej chwili uniknęli aresztu za nagrywanie materiałów wideo bez zezwolenia. Najpoważniejsze spotkało ich jednak na końcu. Czteroosobowa ekipa zachorowała na malarię.
- Na szczęście chorobę odczuliśmy dopiero w Namibii. Po pokonaniu 1200 kilometrów trafiliśmy do szpitala w Windhuk. Leżeliśmy w nim sześć dni. Dostaliśmy kroplówki i później pokonaliśmy ostatni etap. Resztę leczenia przeszliśmy w Polsce - opowiada Słowak. Kielczanie w szpitalu spędziliby pewnie więcej czasu, ale musieli ustąpić miejsca… ofiarom strzelaniny.
Podczas podróży przedstawiciele „Salutem” przekazali zebrane pomoce szkolne dla dzieci z Beninu i Togo. Dar miał początkowo trafić w całości do fundacji EDU Afryka, ale ostatecznie mogły się z niego cieszyć również inne miejscowe szkoły. - Radość dzieci była ogromna, nie do opisania. Boli, że znajdują się one w tak trudnej sytuacji materialnej. Bieda i głód są tam ogromne - mówi Słowak.
Zapisać się w historii
Druga część podróży będzie zdecydowanie trudniejsza i bardziej ryzykowna. Kielecka ekspedycja musi przejechać przez tereny ogarnięte wojną, a tam przekroczenie granicy jest bardzo trudne. W dodatku trzeba się poruszać po fatalnych drogach, ale to dla nich nie pierwszyzna, o czym poniżej.
- Konflikty w Afryce są wszędzie, zarówno te plemienne jak i międzypaństwowe. Gdybym czytał fora internetowe i przejmował się tym, co tam piszą o kraju, do którego się wybieram, to nie ruszyłbym się z miejsca – uśmiecha się prezes stowarzyszenia „Salutem”. - W pewnym momencie w naszej ekipie zabroniłem chłopakom czytać o tym, co nas czeka w innym państwie. Niepokój wkradał się w nasze szeregi i atmosfera w zespole robiła się nieciekawa. A przecież podróż przez w Afrykę jest wymagająca. Do tego ogromny problem stanowią drogi. Czasem 50 kilometrów pokonywaliśmy w 10 godzin. Na każdym kroku czyhają również choroby - wyjaśnia Słowak.
Jeśli druga część wyprawy się powiedzie, kielczanie będą pierwszymi ludźmi na świecie, którzy zamkną pętlę afrykańską.
- Teraz na pewno będzie trudniej. Fakt, że nikt przed nami tego nie zrobił na pewno motywuje. Długo leczyliśmy rany, aby teraz wrócić tam w pełni sił. Kiedy planujemy powrót? Obiecałem synowi, że w październiku. Jak będzie - zobaczmy - kończy Jacek Słowak.
***
Już wiemy, że druga część podróży rozpoczęła się z poślizgiem. Podróżnicy przez kilka dni czekali na zagubione bagaże oraz naprawiali mercedesa sprintera – ich dom na kółkach. Teraz pozostaje życzyć „Scyzorykom” szerokiej drogi, aby w pełnym zdrowiu najpierw dotarli do Tangeru, a później do Kielc.
Damian Wysocki