SPORT
Scyzory kontra Warchoły. Pierwsza ekstraklasowa „Święta Wojna”
Przez lata starcia między Koroną a Radomiakiem rozbudzały kibicowskie emocje. W sobotę obie drużyny pierwszy raz w historii zagrają w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Mieszkańcy Kielc i Radomia nie pałali do siebie sympatią znacznie wcześniej, niż myślano o piłkarskiej rywalizacji. Źródeł konfliktu między miastami należy szukać jeszcze w XIX wieku. Podczas zaborów to Radom był jednym ważniejszych miast guberni. Po odzyskaniu niepodległości role się odwróciły. Kielce zyskały status miasta wojewódzkiego. Ważniejszą rolę odgrywały również w czasach PRL-u. Wzajemne uszczypliwości były normą.
Animozje przeniosły się na stadion. W latach 80. i 90. mecze miedzy Koroną a Radomiakiem zyskały status „Świętej Wojny”. Osoby, które doskonale pamiętają tamte czasy mają na podorędziu masę anegdot. Jedną z najsłynniejszych jest „zemsta autokarowa”. Podczas spotkania w Radomiu miejscowi kibice przecięli opony w pojeździe piłkarzy „żółto-czerwonych”. Kieleccy kibice czekali na rewanż, a jego finał, z perspektywy lat budzi tylko śmiech.
„Można było w ciemno obstawiać, że gdy Radomiak przyjedzie do Kielc, coś się wydarzy. No i się wydarzyło. Na parkingu koło stadionu na Szczepaniaka stał autobus na radomskich numerach. Przez pewien czas było spokojnie, ale w końcu wybiła godzina zemsty. Operację zaczęto od wybicia w nim szyb. Do środka wrzucono coś w rodzaju koktajli Mołotowa. Autobus zaczął się palić. Kibice byli przekonani, że z nawiązką zrewanżowali się rywalom. Jak się jednak okazało, spalili autobus radomskim lekkoatletom, którzy obok mieli swoje zawody. Autokar Radomiaka stał w innym miejscu. Celowo go schowano, żeby nikomu nie przyszło do głowy nic głupiego”, taką historię w książce „Koroniarze” przedstawił Paweł Wolicki, były kierownik kieleckiej drużyny.
W poprzednich sezonach, kiedy Korona grała na najwyższym szczeblu dla kibiców bardzo ważne były mecze z Wisłą Kraków. Teraz taką rolę mogą odgrywać spotkania z Radomiakiem.
– Sytuacja się trochę uspokoiła. Pamiętam, że pierwszy sparing z nimi, jeszcze w zimie, graliśmy na boisku między blokami. W stronę naszych zawodników latały śnieżki. Kibice nie wytrzymali. Przy ostatnich dwóch okazjach było spokojniej. Znam historię tych pojedynków. Wiem, co działo się w latach 80. i 90. Zawodnicy są świadomi tego, że to ważne spotkanie dla kibiców. W naszej sytuacji każde spotkanie jest mega ważne. Trzeba zachować zimną głowę, aby niepotrzebnie się nie zagrzać. Nie możemy pójść na hura. Musimy poprawić pewne rzeczy. Nie może być tak, jak w Płocku – mówi trener Leszek Ojrzyński.
Radomiak zaliczył udany start. Po sześciu kolejkach ma na swoim koncie 11 punktów i zajmuje drugie miejsce. Wygrał trzy ostatnie spotkania.
– Mamy świadomość wagi tego spotkania. Jest ważne dla kibiców, ale również dla nas samych. Radomiak to inna drużyna u siebie, inna na wyjeździe. Są dobrze zorganizowani w obronie. W tej lidze można wygrać każde spotkanie. Przytrafiły się nam dwie porażki z rzędu. Musimy się otrząsnąć i jechać po trzy punkty. Widzimy, jak wygląda tabela. Jeśli wygramy, to zbliżymy się do nich na punkt – wyjaśnia Adam Deja, pomocnik „żółto-czerwonych”.
Sobotni mecz w Radomiu rozpocznie się o godz. 12.30 i będzie w całości transmitowany na naszej antenie.