SPORT
Po "Świętej Wojnie": Wykorzystaliśmy niepewność rywala. Brak zorganizowanego dopingu jest przykrą sytuacją
Szczypiorniści PGE VIVE, w hitowym meczu 8. kolejki PGNiG Superligi, bez najmniejszych problemów pokonali na wyjeździe Orlen Wisłę Płock 31:24. - Wszystko wychodziło nam bardzo dobrze. Od początku do końca kontrowaliśmy wynik. Wykorzystaliśmy niepewność, którą na dzisiaj ma Wisła. Najważniejsze, że przez sześćdziesiąt minut mieliśmy duży szacunek do rywala i zachowaliśmy się jak dżentelmeni - powiedział trener kieleckiej drużyny, Tałant Dujszebajew.
Środowe spotkanie w Orlen Arenie miało jednostronny przebieg. Mistrzowie Polski już po pierwszej połowie mieli osiem trafień przewagi.
- Nie chodziło o to, aby wygrać jak najwyższą ilością bramek. Tutaj nie ma rewanżu, jak to ma miejsce w finale. W drugiej połowie graliśmy spokojnie, kontrolowaliśmy wynik. Przy każdym spotkaniu mamy dwa cele: pierwszy, aby wygrać, drugi, żeby wszyscy byli zdrowi. To nam się udało - wyjaśniał kapitan kieleckiej drużyny, Michał Jurecki.
Przed rozpoczęciem "Świętej Wojny" atmosfera wokół płockiego klubu była nerwowa. "Nafciarze" z ostatnich czterech spotkań wygrali tylko raz - z jedną z najsłabszych w PGNiG Superlidze, Arką Gdynia.
- Nie myśleliśmy o tym, co dzieje się w Płocku. Wiadomo, z prasy wiedzieliśmy o ich problemach, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. My też mamy swoje kłopoty. Od początku sezonu nie graliśmy jeszcze w szesnastoosobowym składzie. Patrzeliśmy na siebie, nie na przeciwnika. Od początku w naszych szeregach była olbrzymia koncentracja. To było widać po wyniku pierwszej połowy - wyjaśniał Jurecki.
Kolejne bardzo dobre zawody w "żółto-biało-niebieskich" barwach rozegrał Arkadiusz Moryto, który z dziewięcioma bramkami na koncie był najskuteczniejszym zawodnikiem kieleckiej drużyny.
- Podeszliśmy do tego meczu z pełną koncentracją i szacunkiem do rywala. Wiedzieliśmy, że są w trudnym momencie i najłatwiej byłoby im się przełamać w meczu z nami, czyli odwiecznym rywalem. Zagraliśmy konsekwentne w obronie, z czego rzucaliśmy łatwe bramki z kontr. Założenie było takie, aby nie dać grać Wiśle tego, co lubi - wyjaśniał Moryto.
Nietypowy wymiar "Święta Wojna" miała również na trybunach. W Orlen Arenie było wiele wolnych miejsc, do tego miejscowi fani nie prowadzili zorganizowanego dopingu.
- To dosyć przykra sytuacja. Kibice są częścią widowiska. Tutaj fani zwykle robili wszystko, aby nas zdekoncentrować. Dwa-trzy lata temu była pełna hala, teraz każdy widział jak to wyglądała. Nie było zorganizowanego dopingu, który wszystko niósł. Z tego powodu jest przykro, bo zależy nam na tym, aby wszystko szło do przodu, a bez kibiców jest odwrotnie - zakończył Michał Jurecki.