SPORT
Po Stali: Sami sobie zgotowaliśmy te emocje
Korona Kielce awansowała do 1/16 finału Pucharu Polski. We wtorek podopieczni Leszka Ojrzyńskiego pokonali Stal Rzeszów po rzutach karnych. – To był szalony mecz, ale sami sobie zgotowaliśmy te emocje na koniec – przyznał Marceli Zapytowski, bramkarz „żółto-czerwonych”.
Wielkie emocje przyniosła szczególnie pierwsza, szalona połowa. W 17. minucie Korona prowadziła już 2:0 po dwóch golach Jewgienija Szykawki. Goście błyskawicznie odpowiedzieli bramkami Łukasza Góry i Bartłomieja Puczybuta. Przed przerwą na listę strzelców wpisali się jeszcze Jacek Kiełb i Piotr Głowacki. Druga część była spokojniejsza. Dogrywka również nie przyniosła rozstrzygnięcia. Korona wygrała w karnych 7:6.
– Przy naszym prowadzeniu, słabo kontrolowaliśmy boiskowe wydarzenia. Niestety, to dało rywalom szanse na dojście. Musimy to wszystko przeanalizować. Nasz charakter, zaangażowanie spowodowały, że wygraliśmy i możemy grać dalej w tych rozgrywkach – wyjaśniał Marceli Zapytowski.
Korona zdobyła pierwsze bramki po zagraniach za linię obrony. W tym wszystkim świetnie odnalazł się Jewgienij Szykawka.
– To był dla nas bardzo ciężkie spotkanie. Zaczęliśmy bardzo dobrze. Niepotrzebnie tak szybko straciliśmy te bramki. Oni parli do przodu, sporo dawali im kibice. Cieszę się z tych goli. Analizowaliśmy, jak rywale stawiają wysoko linię obrony. Musieliśmy zagrywać właśnie takie piłki – wyjaśniał Jewgienij Szykawka.
Dobrej pierwszej połowy nie rozegrał Marceli Zapytowski, który mógł lepiej zachować się przy straconych bramkach. Przy trzeciej sprokurował karnego. Młody golkiper zrehabilitował się jednak w dogrywce i konkursie „jedenastek”.
– Nie lubię tracić żadnej bramki, a co dopiero trzech. Muszę jeszcze ciężej pracować. Przy każdej byłem blisko, mogłem wszystko wybronić. Na szczęście byliśmy zespołem. Podnieśliśmy się tych trudniejszych momentach, gdzie uciekła nam kontrola. Popełniliśmy kilka błędów. U mnie w niektórych sytuacjach zabrakło timingu, większego ogrania. Nad wszystkim trzeba pracować – tłumaczył Marceli Zapytowski.
Decydującego karnego wykorzystał Marcin Szpakowski.
– Czułem pozytywną presję. Wiedzieliśmy, że rywal nie strzelił. Wybrałem sobie róg jeszcze przed rozpoczęciem konkursu. Byłem przekonany, że się uda. Jeśli chodzi o mecz, to dobrze w niego weszliśmy. Okazało się, że to była zapowiedź mocnej wymiany. Rzadko pada sześć bramek w jednej połowie. To było dobre widowisko. Później emocje trochę opadły, a mecz się przeciągnął. Na szczęście gramy dalej – powiedział Marcin Szpakowski.
Korona pozna swojego kolejnego rywala w piątek. Następny mecz rozegra w niedzielę. Jej rywalem w 8. kolejce PKO BP Ekstraklasy będzie Pogoń Szczecin.