SPORT
Ojrzyński: W tej trudnej sytuacji na pewno nie podniosę rąk i nie będę chciał się poddać
– Gramy nie tylko dla siebie, ale również reprezentujemy szersze grono. Musimy wypiąć klatę i walczyć. Czasami pokazać spryt i umiejętności. Mamy je. Nie jesteśmy sierotami. Nie raz z tak trudnej sytuacji coś się narodziło. Ona nie jest jeszcze tragiczna – mówi Leszek Ojrzyński, trener Korony Kielce, przed wyjazdem do Częstochowy.
„Żółto-czerwoni” notują fatalną serię. Nie wygrali siedmiu meczów z rzędu. We wtorek zaliczyli bardzo słabe spotkanie przeciwko pierwszoligowemu Górnikowi Łęczna i odpadli z rozgrywek Pucharu Polski. Teraz o przełamanie będzie bardzo trudno. Korona jedzie na teren Rakowa, który nie przegrał od siedmiu spotkań. Z pięcioma punktami przewagi przewodzi ekstraklasowej stawce.
– Każdy przeciwnik jest dobry na przełamanie, a jeszcze lepiej smakuje zwycięstwo nad tak klasową drużyną jak Raków. W piłce nożnej nikomu nie można zabierać szans. Musimy wierzyć i pewnie przez większość spotkania cierpieć. Zagramy z zespołem zgranym, stworzonym pod wizję trenera Papszuna. Mają ogromne możliwości. Dokładają poszczególne klocki. Ich jakość jest coraz wyższa co pół sezonu. Idą dobrą drogą, aby zaistnieć w Europie. Teraz przewodzą lidze. Uwielbiam takie spotkania. W nich możemy zobaczyć umiejętności i charakter naszego zespołu. W podobnej sytuacji byłem w Mielcu, kiedy pojechaliśmy na Legię, która zdobyła mistrzostwo. Wygraliśmy 3:2. Tam mało kto wygrywał. Teraz jest podobnie – wyjaśnia Leszek Ojrzyński.
Jego zespół w Częstochowie nie będzie mógł pozwolić sobie na zbyt wiele błędów.
– Wierzę, że pokażemy się z dobrej strony. Będzie dużo cierpienia. Musimy być zdyscyplinowani i ambitni. Wiemy, że odpuszczenie w niektórych sektorach boiska może skończyć się tragicznie. Oni mają dobrych, wybieganych zawodników, ale też takich, którzy mając swobodę, potrafią zdobyć gola z dystansu. Musimy pozbierać się jako Korona. Liczyliśmy na przełamanie w pucharze. Ono nie przyszło. Mamy ligę i musimy o nią walczyć. Musimy mieć pozytywne nastawienie. Trzeba walczyć o swoje i szukać niespodzianki – tłumaczy szkoleniowiec „żółto-czerwonych”.
Po ostatniej niekorzystnej serii najważniejsze jest odbudowanie głów zawodników. Gołym okiem widać, że pod presją wielu z nich boi podejmować się ryzyko.
– Dużo można usłyszeć, że na treningach prezentujemy się o wiele lepiej, swobodniej i robimy pewne rzeczy z automatyzmami. Pod presją jest gorzej. Mecz z Górnikiem to historia. Widocznie byliśmy za słabi w tamtym momencie. Głowy są najważniejsze, bo można przegrać przed meczem. Taki przeciwnik jak Raków, jeśli poczuje krew, to może cię zmiażdżyć. Musimy stanąć na wysokości zadania. Tego wymaga od nas sytuacja. Gramy nie tylko dla siebie, ale również reprezentujemy szersze grono. Musimy wypiąć klatę i walczyć. Czasami pokazać spryt i umiejętności. Mamy je. Nie jesteśmy sierotami. Nie raz z tak trudnej sytuacji coś się narodziło. Ona nie jest jeszcze tragiczna Ona nie jest jeszcze tragiczna. Wiemy, że punkty nam uciekły. Teraz mamy najtrudniejszy mecz, ale czasami taki jest najlepszy – przekonuje szkoleniowiec „żółto-czerwonych”.
Na razie władze kieleckiego klubu zachowują spokój i dają czas Leszkowi Ojrzyńskiemu na wyjście z kryzysu. Inaczej sytuacja wygląda wśród kibiców. Ci w przeważającej ilości komentarzy domagają się zwolnienia szkoleniowca.
– Nie jestem od dzisiaj w tej pracy. To przecież tutaj doświadczyłem zwolnienia po trzeciej kolejce, co jest chorym zjawiskiem. Teraz jesteśmy po 13 spotkaniach. Zawsze trzeba spodziewać się wszystkiego. Nie można sobie jednak tym zaprzątać głowy, bo można zwariować. W dobie internetu domysłów jest bardzo dużo. Trzeba mierzyć się z krytyką i robić swoje. W tej trudnej sytuacji na pewno nie podniosę rąk i nie będę chciał się poddać. Wręcz przeciwnie. Chcę z niej wyjść i coś wykuć. Zostało 21 meczów. Przecież jeśli wszystko będziemy wygrywać, to jeszcze możemy zagrać w pucharach. Trzeba cisnąć i pracować. Seria jest fatalna. Przyjmuje to na klatę. Jestem za to odpowiedzialny. Skupiam się na meczu z Rakowem. Na pozostałe rzeczy mam mniejszy wpływ. Kibic zawsze chce zwycięstw. Przy nakręconej spirali zawsze pojawiają się takie głosy – tłumaczy szkoleniowiec „żółto-czerwonych”.
W ostatnim meczu w Łęcznej Koronie w niektórych momentach zabrakło determinacji. Można wysnuć tezę, że Górnik awansował do najlepszej szesnastki, bo mu bardziej zależało. Biorąc pod uwagę poziom rozgrywkowy, poruszanie kwestii zaangażowania nie powinno być w ogóle rozpatrywane.
– Czy ta niepewność powstała po tej serii? Odpalcie sobie mój komentarz po spotkaniu z Cracovią. Powiedziałem, że z takim zaangażowaniem, ta drużyna jest pierwszym kandydatem do spadku. Musimy ciężko harować i mieć charakter. To jest baza. Jesteśmy przecież w ekstraklasie, a problemy z tym były jeszcze na zapleczu. Na początku mówiłem, że uczymy się tej ligi, ale trzeba to robić szybko. Pewien czas już upłynął, trzeba dojrzeć – wyjaśnia Leszek Ojrzyński.
– Musimy pokazać męstwo i charakter. Jeśli będziesz się bał, to znaczy, że nie dorosłeś do tego poziomu. Trzeba dawać radę i wierzyć. To szczególnie ważne tutaj. Korona ma swoje DNA. Pracujemy, aby niektórych obudzić, albo wskrzesić. Niektórzy mieli problemy zdrowotne, jak Malar i Sierpinka. Oni mają mental, ale jeszcze potrzebują czasu. Mental jest bardzo ważni. Charakter jest bardzo ważny. Tacy gracze potrafią pociągnąć zespół. Jeden mądry człowiek powiedział: „trudności to błogosławieństwo w przebraniu”. Często odwołuje się do męskości. To są sytuacje, gdzie trzeba pokazać, że jesteś facetem i bronisz klubu, w którym grasz. Najgorsze jeśli ktoś nam zarzuca brak zaangażowania. To jest baza. Bazują na tym najlepsze drużyny. My do nich nie należymy, więc powinniśmy dawać z siebie jeszcze więcej. Musimy pokazywać charakter i harować – kwituje szkoleniowiec „żółto-czerwonych”.
Sobotni mecz w Częstochowie rozpocznie się o godz. 20 i będzie w całości transmitowany na naszej antenie.