SPORT
Ojrzyński: Teraz mamy jedną bramę. Albo wejdziemy, albo będziemy płakać
Korona Kielce rozegrała kolejny bardzo słaby mecz. W sobotę przegrała u siebie z GKS-em Katowice 1:2, czym straciła szanse na bezpośredni awans. – Całą winę biorę na siebie – powiedział Leszek Ojrzyński, trener „żółto-czerwonych.
Kielczanie rozegrali bardzo słabe zawody. Niewalczący już o nic GKS wykazał się zdecydowanie większą ambicją. Długimi fragmentami był lepszy pod wględem aspektów czysto piłkarskich. Prowadził 2:0 po golach Adriana Błąda i Patryka Szwedzika. Korona odpowiedziała dopiero w doliczonym czasie trafieniem Luki Zarandii.
– Teraz nie mamy już znaków zapytania. Nie musimy patrzeć w tabelę, bo i tak będzie czwarte miejsce. Mamy jeszcze jeden mecz, a później trzeba szykować się na walkę o wszystko. Oby do naszej dyspozycji byli ci zawodnicy, którzy zeszli z urazami – tłumaczył Leszek Ojrzyński.
– Ze swojej strony mogę przeprosić wszystkich, którzy wierzyli, że do ostatniej kolejki będzie walka o bezpośredni awans. Spapraliśmy. Biorę to na siebie. Muszę się z tym zmierzyć. Jestem tutaj po to, aby pomóc chłopakom. Ta porażka musi być przekuta w zwycięstwo. Dalej mamy jasny cel. Nie można się poddać. To byłaby najgorsza rzecz. Musimy zacząć działać. Mamy kilka dni. Przyszłość jest przed nami. Jeszcze walczymy – uzupełniał szkoleniowiec „żółto-czerwonych”.
To był kolejny mecz, w którym kielczanie wyglądali gorzej od swoich rywali, notowanych zdecydowanie niżej.
– Wyjaśniamy sobie pewne rzeczy wewnątrz drużyny, ale trener zawsze ponosi winę. Odpowiadam za formę sportową i wyniki. Każdy z tych chłopaków starał się. Nikt nie wyszedł i nie myślał o nie wiadomo o czym. Były momenty, gdzie mogliśmy zachować się zdecydowanie lepiej i docisnąć rywala. Ambicje pokazał Roginić, który niedawno grał w ekstraklasie. Kiedy wszedł na boisko, w ciągu minuty wykonał trzy wślizgi. To sygnał dla nas, że warto walczyć do upadłego. W niektórych momentach mogliśmy być odważniejsi, bardziej zdesperowani. To dla nas lekcja – wyjaśniał Leszek Ojrzyński.
Korona zakończy sezon zasadniczy na czwartym miejscu. Później czekają ją baraże.
– Stawka jest coraz większa. Do tej pory były pootwierane furtki. Teraz jest jedna brama. Albo w nią wchodzisz, albo płaczesz. Musimy przygotować się do najważniejszych spotkań. Będziemy wnikliwie przyglądać się zawodnikom. Postawimy na tych, którzy uwierzą i pokażą serce fightera. Aspekty piłkarskie to jedno, ale kiedy nie masz piłki, to musisz zapieprzać. Będziemy walczyć o awans – zakończył szkoleniowiec „żółto-czerwonych”.
W przyszłą niedzielę Korona zagra na wyjeździe z GKS-em Tychy.