SPORT
Nojszewski: Nie byłem zaskoczony wejściem. Trener mnie na to przygotował
– Trzeba szanować ten punkt, ale jest niedosyt – powiedział Janusz Nojszewski, pomocnik Korony Kielce, po zremisowanym meczu w Legnicy.
W starciu beniaminków padł remis 2:2. Gospodarze dwukrotnie obejmowali prowadzenie, ale Korona odpowiadała. W doliczonym czasie mogła przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
– Trzeba szanować ten punkt, ale jest niedosyt. W końcówce mieliśmy dwie sytuacje. Patrząc na przebieg całego spotkania, dobrze, że wyszarpaliśmy ten remis – wyjaśniał młody pomocnik.
W doliczonym czasie gry dobrą akcję przeprowadził Jacek Podgórski, który zdecydował się sam kończyć atak. Wydaje się, że lepszym rozwiązaniem byłoby zagranie.
– Każdy podejmuje decyzje. Na boisku to chwila. Można było dograć, ale nie ma już o czym myśleć – tłumaczył Janusz Nojszewski.
Niedzielne spotkanie miało lepsze i gorsze momenty z obu stron. Było mocno szarpane.
– W niektórych sytuacjach zabrakło trochę agresji, efektywniejszych doskoków i skuteczności. Te dwie sytuacje z końcówki mogły dać nam trzy punkty – mówił zawodnik pochodzący z Mińska Mazowieckiego.
19-latek wszedł na ostatni kwadrans. Gdyby Miedź nie strzeliła na 2:1, to na boisku zobaczylibyśmy Dalibora Takacza.
– Nie byłem niczym zaskoczony. Na treningach czuję się bardzo dobrze. Odbyłem kilka rozmów z trenerem. Liczyłem na to, że wejdę. Byłem przygotowany na taki obrót spraw – wyjaśnia ofensywny pomocnik.
Latem Janusz Nojszewski miał trafić na wypożyczenie. Został i coraz śmielej puka do pierwszego zespołu. Jeszcze dwa sezony temu grał w czwartej lidze. Teraz dostaje minuty w ekstraklasie.
– Był temat wypożyczenia, ale upadł. Jestem tutaj i nie żałuję. Ciężko pracuję i dostaje swoje minuty. Myślałem, że będzie gorzej. Spodziewałem się większego przeskoku. Nie wszedłem może na luzie, ale chyba całkiem nieźle – zakończył.
Korona rozegra kolejny mecz w przyszłą niedzielę. Jej rywalem na Suzuki Arenie będzie Górnik Zabrze.