Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

SPORT

Możdżeń: trudno uwierzyć, taka szansa może nie przydarzyć się szybko

środa, 18 kwietnia 2018 06:52 / Autor: Damian Wysocki
Możdżeń: trudno uwierzyć, taka szansa może nie przydarzyć się szybko
Możdżeń: trudno uwierzyć, taka szansa może nie przydarzyć się szybko
Damian Wysocki
Damian Wysocki

Piłkarze Korony Kielce nie zagrają w finale Pucharu Polski na PGE Narodowym. Podopieczni Gino Lettieriego w drugim spotkaniu półfinału rozgrywek przegrali na wyjeździe z Arką Gdynia 0:1. - To nie był dobry mecz w naszym wykonaniu, ale wiedzieliśmy, że on będzie tak wyglądał i trzeba się dostosować do Arki. Do pewnego czasu nasza gra defensywna wyglądała nieźle. Później pękła. Szkoda nas i przede wszystkim kibiców, bo to oni marzyli i chcieli, abyśmy wspólnie pojechali na Narodowy - mówi obrońca "żółto-czerwonych", Bartosz Rymaniak.  

Korona we wtorkowym spotkaniu zagrała mocno defensywnie, szczególnie w drugiej połowie. Trener Gino Lettieri jeszcze przed przerwą z boiska ściągnął Gorana Cvijanovicia, a z szatni nie wybiegł drugi najbardziej kreatywny gracz w zespole - Nabil Aankour.

- Nie mnie to oceniać. Trener jest odpowiedzialny za zmiany i za reagowanie na boisku. Kilka razy już mieliśmy takie sytuacje i wygrywaliśmy. Teraz najłatwiej szukać winnych. Tego, kto najbardziej zawinił, czy komu się nie chciało. Nie na tym to polega. Nie jest nam łatwo. Może niektórzy myślą, że przejdzie to po nas, jak gdyby nigdy nic. Przed spotkaniem widziałem po chłopakach, że każdy wie o  co gra. Byliśmy naładowani i chcieliśmy finału. Tak się zdarza. Daliśmy ciała i czasu nie cofniemy - wyjaśniał Rymaniak.

Przez większość wtorkowego meczu gra toczona była w środkowej strefie boiska. Obie drużyny często grały długimi piłkami w kierunku napastników. Arka w 85. minucie wykorzystała jedną ze swoich nielicznych szans.

- Mieliśmy swoje okazje, ale w meczu drugi zespół też je sobie stworzy. Wiedzieliśmy jak gra Arka. Nic nowego nie pokazała. My chcieliśmy wygrać to spotkanie tylko walką i zaangażowaniem. Tak się nie da - komentował Mateusz Możdżeń. - Ich środkowi obrońcy  zagrywali długie piłki i później zaczynała się walka, w której jest zawsze 50 na 50. Częściej oni przejmowali takie zagrania, ale nie było z tego sytuacji. Wydawało się, że dociągniemy ten wynik do końca. Urok pucharu jest taki, że ta bramka sporo ważyła. Nie przegraliśmy tylko tutaj finału, bo ten gol w Kielcach miał dużą wagę - uzupełniał "Możdżu".

O ile inicjatywa w pierwszej części należała do Korony, to w drugiej przy piłce częściej utrzymywali się gospodarze. Kielczanie ograniczali się przerywania akcji i długich wybić.

- Każdy, co kilka minut zerkał na tykający zegar, który zawsze idzie wolno jeśli ma się dużo do stracenia. W środku pomocy nie mieliśmy rozgrywać zbyt dużo. Raz ze względu na boisko, dwa trener chciał, żebyśmy grali za linie obrony, bo wiedzieliśmy, że Arka musi się otworzyć. Można ubolewać. Przez 30. kolejek w lidze środek lubi sobie pograć, tutaj mieliśmy zakaz i skończyło się, jak się skończyło. Trudno mi w to uwierzyć, bo taka szansa klubowi, mnie, chłopakom, trenerowi  może nie przydarzyć się szybko - tłumaczył Możdżeń.

- Musimy szybko się podnieść, bo jest do rozegrania jeszcze liga. Nie będzie łatwo. Widać, że każdemu zależało. Każdy za ten finał dałby się pokroić. Taka jest niestety piłka. Marzenia nie zawsze się spełniają, ale mam nadzieję, że w przyszłym roku powalczymy o finał - przekonywał Bartosz Rymaniak.

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO