SPORT
Kibice opuścili „Młyn”. Ojrzyński: Nie tylko oni są niezadowoleni
Korona Kielce pozostaje w strefie spadkowej. W sobotę zremisowała na swoim stadionie z Piastem Gliwice 1:1. – Nie jesteśmy zadowoleni. Widzimy to po atmosferze po końcowym gwizdku – powiedział trener Leszek Ojrzyński.
„Żółto-czerwoni” zaliczyli dobrą pierwszą połowę. Prowadzili od 16. minuty po golu Jakuba Łukowskiego. W drugiej części dali się zdominować gościom.
– Strzeliliśmy bramkę po pressingu, ale później niepotrzebnie się cofnęliśmy. Powinniśmy kontynuować nasze ataki. Pierwsza połowa była o wiele lepsza w porównaniu z drugą. Mieliśmy też dobrą sytuację Piotrka Malarczyka po super wrzutce z rożnego. W przerwie musieliśmy go zmienić. Nie wytrzymał trudów tego spotkania. Trzeba było wstawić następnego stopera. Kolejnego wracającego po dłużej przerwie. Mieliśmy dużo problemów w linii obrony. Czekaliśmy ze zmianami do końca. Danek i Zebić byli do zmiany. Chwała im za to, że wytrzymali. Nie ustrzegliśmy się błędów. Za bardzo oddaliśmy pole rywalom. Po dośrodkowaniach rywale stwarzali zagrożenie. Gdyby to był nasz dzień, to mogliśmy wygrać. Śpiączka uderzył z trudnej sytuacji, ale Plach wykazał się kunsztem. Druga połowa nam nie wyszła. Zmiany spłonęły w ogniu drugiej części. Nie było widać energii. Chłopaki starali się, ale było za mało – wyjaśniał trener Leszek Ojrzyński.
Po końcowym gwizdku dezaprobatę do poczynań piłkarzy wyrazili kibice z „Młyna”, którzy szybko opuścili sektor i nie poczekali na tradycyjne pomeczowe podziękowanie.
– Nie tylko kibice nie są zadowoleni. My sobie nie klaskamy. Wiemy, że nie zagraliśmy tak, jakbyśmy chcieli. Dla nas najważniejsze są punkty. Kibice widzieli ataki Piasta. Okopaliśmy się przed naszym polem karnym. Fani są rozżaleni, ale jest długo do końca ligi. Nie popisaliśmy się, ale też nie było blamażu. Mieliśmy swoje problemy. Wystarczy zobaczyć kto, ile nie trenował, albo jak wracał po długiej przerwie. Musieliśmy klecić. Chłopaki wracali po kontuzjach. Mamy jeden punkt. Nic nie drgnęło, ale mamy jeszcze dwa spotkania do końca. Wszystko możemy poskładać – tłumaczył Leszek Ojrzyński.
Korona w drugiej części miała olbrzymie problemy z wyprowadzeniem ataku. Była sytuacja, gdzie trzech zawodników mogło wyjść do kontrataku, ale szybko pozbyli się piłki.
– Tego nie rozumiem. Tam było trzech zmienionych zawodników. Nie mogli być zmęczeni. Oni mieli pocisnąć, ale tego nie widzieliśmy. Będziemy rozmawiać. Czy to była zadyszka, czy nie wierzyli w rozwój tej akcji. Oni powinni ruszyć, ale tego zabrakło. Na analizę przyjdzie czas. Nie chcemy podsumowywać pewnych rzeczy na gorąco – wyjaśniał szkoleniowiec „żółto-czerwonych”.
Dla Korony był to ósmy ligowy mecz bez zwycięstwa. Wliczając Puchar Polski taki spotkań jest dziewięć. Presja rośnie. Do zakończenia rundy pozostał wyjazd na teren mistrza Polski i domowe starcie z dobrze radzącym sobie Widzewem Łódź.
– Nie miałem nigdy takie passy jako trener. Presja zacznie się dopiero na wiosnę. Dawałem sobie z nią radę dwa razy w karierze, walcząc do samego końca. Wiedzieliśmy, że będziemy walczyć o tę ligę, że ona jest trudna. Do końca jest jednak dziewiętnaście kolejek. Ewentualne decyzje podejmuje zarząd. Nie jestem człowiekiem, który ucieka. Mamy czas na przygotowanie i retusze. Wiosną przyjdzie gra o utrzymanie. Tam potrzeba będzie kozaków, trzeba będzie haratać o punkty. Jesień jest uboga. Trzeba się z tym mierzyć – zakończył szkoleniowiec „żółto-czerwonych”.
Korona rozegra kolejny mecz w przyszłą niedzielę. Jej rywalem na wyjeździe będzie Lech Poznań (godz. 17).